Monday 31 March 2014

Angielskie dziwactwa

Kto mieszka w Anglii, ten wie, ze w zdecydowanej wiekszosci angielskich lazienek umywalka posiada dwa kurki: jeden z wrzatkiem i drugi z woda lodowata.

Wszystko ma podobno swoj gleboki sens: A mianowicie zamiast lac bez umiaru wode, powinno sie wlozyc korek, wypelnic umywalke woda o porzadanej temperaturze i umyc sie.




Problem pojawia sie, gdy jestesmy w publicznej lazience, gdzie korki naogol nie wystepuja...
Ja zwykle decyduje sie na lodowata wode bo lepsze to niz doznac oparzen ktoregos tam stopnia.




Ale madry Polak w kazdej sytuacji znajdzie rozwiazanie:



My na szczescie mamy korki w lazience ale i tak nieraz krew mnie zalewa, kiedy chcialabym tylko cos przeplukac i do wyboru mam dwie skrajne temperaury wody :/

A czemu dzis o tym pisze? A no bo dzis wlasnie poparzylam sie wrzatkiem z kranu.. 9 lat w Anglii i niczego sie nie nauczylam, szkoda slow.



Friday 28 March 2014

"Prosze Pana Profesora"


Kiedy wspominam sobie studia w Polsce, calkiem naturalne i oczywiste wydawalo mi sie zwracanie sie do swoich wykladowcow: "Panie Profesorze"/ "Pani Profesor"

I nie wazne bylo czy owa osoba rzeczywiscie byla profesorem, doktorem czy tez magistrem.
Kazdego nazywalo sie Profesorem.
Zatem rozroznialo sie wszystkich profesorow po nazwisku.
byl na przyklad Profesor Kowalski czy Profesor Nowak.
Ot tak, pelen szacun. Pod kazdym wzgledem.
A owi profesorowie obrastali sobie w piorka darzeni przeogromnym szacunkiem pokornych studenciakow.



Bardzo zdziwil mnie stosunek do wykladowcow w Anglii. Tutaj nie tylko nie tytuuje sie wykladowcow per Professor itp, tutaj nawet nie uzywa sie nazwisk , czy tez Pan /Pani, ale do wszystkich zwracamy sie po imieniu.
Trudno bylo mi to pojac i zaakceptowac. A jeszcze trudniej do mega wyksztacoego czlowieka po 50-tce powiedziec "Tom". No bo jakzez to tak wypada???? Nie wypada!!!
Ale przemoglam sie, wszyscy tak robia to i ja zaczelam.
Do wykladowcow nie tylko zwracamy sie po imieniu ale i zamiast "dziendobry" mowimy "czesc".
Tak wiec wyobrazcie sobie taka scenke:

20-letni student mija 56-leniego profesora od etyki z kilkudziesiecioletnim doswiadczeniem.

Nastepuje dialog:


Student: "Hi Tom, all right?"
Profesor:" Hi, yeah, fine, and you?"
Student: "Ok, cheers. Have you marked our assignments?"
Profesor: "Not yet, but I'm gonna mark them over the weekend"
Student: "That's cool, cheers Tom, bye"


Mowienie do wykladowcow po imieniu, czy "czesc" to jedno, ale to jeszcze nie wszystko. Studenci i wykladowcy sa znajomymi na facebooku, komentuja wzajemnie swoje zdjecia i zachowuja sie jak rowni sobie koledzy. I to juz jest dla mnie lekka przesada, no bo gdzie tu jakikolwiek profesjonalizm?

Tak samo jest w szpitalu. Studenci zwracaja sie do osoby na najwyzszym stanowisku na oddziale po imieniu. Nikt tam nie powie: "Good morning mister Morris", za to kazdy powie: "Hi Phil, all right?"

No paranoja jakas...?

W Polsce wiekszosc lekarzy oczekuje specjalnego traktowania, uwaza sie za duzo lepszych z racji tego , ze sa wyzej postawieni od pracownikow na nizszych stanowiskach a juz tym bardziej od pacjentow.

Tutaj bardzo rzadko zdarza mi sie trafic na osobe, ktora stawia siebie wyzej niz mnie. Bardzo rzadko czuje sie nierowna tym osobom postawionym na duzo wyzszych stanowiskach.

Pamietam lekarzy zajmujacych sie moja swietej pamieci babcia. Wazni, dumni, pewni siebie, niechetni do pacjentow. Za to chetnie wyciagali raczki po lapowki i prezenty... Zenada jakas.

Nigdy nie zdarzylo mi sie spotkac z lapowkarstwem czy prezentami dla lekarzy w Anglii. Mimo to stosunek lekarzy do pacjentow jest zupelnie inny.

Zaloze sie, ze wiele z Was mieszkajacych w Anglii i majacych kontakt z GP ma zupelnie inne i raczej zle zdanie o lekarzach. Ja tez zawsze zle ocenialam GP's i do tej pory nie mam o nich dobrego zdania. Czesto splawiaja czlowieka Paracetamolem i trzeba sie do nich dobijac drzwiami i oknami zeby dostac jakis normalny lek badz skierowanie do specjalisty.
Ale...


Z kolei opieka medyczna na wyzszym poziomie, tzn specjalisci w szpitalu to zupelnie inna bajka. Do tych mam pelen szacun. Choc pewnie wszedzie sa jakies wyjatki.

Znam osoby, ktore wkladaja serce i dusze w swoja prace. Robia nadgodziny, pracuja w nocy, w weekendy. A mimo to zarowno dla pacjentow jak i dla wspolpracownikow sa mega serdeczni i pomocni.
I jakzez tutaj, mimo wszystko do osoby godnej szacunku zwracac sie po imieniu?
Ech, co kraj to obyczaj!




Saturday 22 March 2014

Anioly sa wsrod nas... 1.



Nic nie daje mi takiej satysfakcji jak fakt, ze ktos docenia to, co robie.
Dzis (tak, w sobote!) bylam w szpitalu na A&E (Accident and Emergency)
To byl dlugi i ciezki dzien, przewinelo nam sie przez oddzial mnostwo pacjentow...
Ale pewna starsza kobieta spawila, ze moj ciezki dzien nabral wielkiego glebokiego sensu.
Powiedziala do mnie:
"You look like an angel and act like an angel. You are MY angel, my dear"
("Wygladasz jak aniol i zachowujesz sie jak aniol, jestes MOIM aniolem kochana")

I w takich chwilach po prostu sie rozplywam i wiem, ze wszystko co robie ma swoj wielki gleboki sens. 
Czasem tak niewiele trzeba by pomoc drugiemu czlowiekowi. 
Wystarczy, ze potrzymam za reke cierpiaca pacjentke, dobre mile slowo i wszystko nabiera innych barw.
Zawsze dlugo pamietam swoich pacjentow i ich historie. Nieraz lzy staja mi w oczach. Wspominam to, co mi powiedzieli, wspolczuje i rozumiem.

Moja pacjentka "od Aniolow" jest wdowa, samotna i cierpiaca. Kazda rozmowa i kontakt z drugim czlowiekiem jest dla niej na wage zlota. I chyba wlasnie dlatego bylam dzis jej aniolem bo jako jedyna z checia wysluchalam co miala do powiedzenia.
Wiekszosc pracownikow na oddziale traktuje pacjentow dosc przedmiotowo. Ja nie. Moze dlatego, ze to moje poczatki?
Byc moze kiedys tez zatrace to czlowieczenstwo? Przestane wspulczuc? Rozczulac sie? Przestane rozmawiac?
Mam nadzieje, ze nie. Nie chce byc taka jak inni pracownicy.
Chce byc tak wrazliwa jak jestem, chec pozostac aniolem dla Pani S... 


W nastepnej czesci o aniolach napisze o moich aniolach. Tak, ja tez je mam :)


Thursday 20 March 2014

O... cyckach, ktorych... nie ma? ;)

Ze specjalna dedykacja dla Magdy ;P

Nigdy nie bylam zadowolona ze swoich piersi. No bo jak niby mozna byc zadwolonym z czegos, czego nie ma??? Ano tak, NIE MA.
Zawsze bylam pelna nadziei , ze kiedy zajde w ciaze i bede karmic piersia , cycki zaczna rosnac. Nic z tego, nie urosly. Nie urosly ani w ciazy, ani podczas karmienia piersia. Nie urosly tez przy drugiej ciazy kiedy to przytylam 20 kilo, ani przy kolejnym karmieniu piersia. Moze jedynie minimalnie "wypelnily sie" jesli mozna to tak ujac.
Ale mimo, ze nie urosly, z powodzeniem wykarmilam dwoje dzieci. 
Pozniej to moje "nic" zaczelo troche wisiec, wiadomo po karmieniu, po ciazy, po zrzucieniu kilkunastu kilogramow w ciagu kilku miesiecy jedrnosc moich nibycyckow byla zerowa.


Zaczelam cwiczyc, masowac, ujedrniac, kremowac, balsamowac... pomoglo. Moje miniatury wrocily do formy sprzed obu ciaz. Rozmiar ten sam, jedrnosc ta sama, zwisu brak, rozstepow brak. 
Niby powinnam byc zalamana bo po dwojce dzieci z rozmiaru super malego wrocilam do rozmiaru super malego. 
Ale nie jestem. Jest dobrze. Zmienilo sie moje podejscie do posiadania cycuchow. Byc moze pogodzilam sie z tym, ze nigdy nie bede miec zderzakow w rozbiarze megaduzym. Ba, nie bede miec nawet srednich.
Co wiecej zaczelam dostrzegac zalety posiadania ot takich tyci-tyci :P
A mianowicie:
Po dwoch ciazach i po podwojnym karmieniu nie mam zadnych rozstepow, (nigdzie zreszta), moje cycki nie wisza, bo nie ma co wisiec, mimo, ze prawie ich nie ma, moj mezus jest zadowolony, i chwala mu za to ;P
Moje mizeroty marnie wygladaja w kazdym staniku, marnie tez prezentuja sie w bikini, zawsze musze wybierac usztywniane miseczki, by choc troche oszukac nature. Skutek jest sredni. Ale co tam... zycie jest za krotkie zeby rozczulac sie brakami, wiec wyszukuje plusow calej sytuacji. Moge biegac, moge skakac, nic mi w tym nie przeszkadza, moge spac na brzuchu, moge wogole nie nosic stanika, bo przeciez nawet nie jest mi potrzebny :)))




Z innej bajki...
Kiedys gleboko zastanwialam sie nad poprawieniem tego i owego. Ceny chyba juz dawno  nieaktualne:



Ale teraz ciesze sie z tego co mam :)))





No bo przeciez wszystkie jestesmy pieeeekne, czy mamy male cycki czy duze, prawda? :)







 




Saturday 15 March 2014

"Mów szeptem, jeśli mówisz o miłości..."

Nie wiem czym milosc jest dla Was, ale powiem Wam czym jest dla mnie.

Milosc to nie kwiaty i piekne slowa, 
to nie pieniadze i dobra materialne, 
Milosc to czyny, poswiecenie, sztuka przebaczania i zrozumienia.
Milosc jest wtedy kiedy potrafimy patrzec na druga osobe sercem, duszą i roządkiem jesnoczesnie.    I wszystko mowi nam :TAAAAK!!!
Milosc jest wtedy kiedy to samo slyszymy z drugiej strony.
Milosc to SZACUNEK, zrozumienie, wzajemne wsparcie.
Milosc to wspolna radosc i wspolne lzy.
Milosc, to fakt, ze przy nikim nie czuje sie tak dobrze , jak wlasnie przy Nim.
I miloscia jest to, ze po trzynastu latach razem wciaz mozemy gadac i gadac, o wszystkim i o niczym. 

To juz 13 lat odkad jestesmy razem, to ponad 1/3 mojego zycia! 


I nie powiem, ze zawsze bylo dobrze. Nie, nie bylo. Poczatki byly mega trudne. Byly rozstania i powroty, byly klotnie i przykre slowa, byly ciche dni, byl zal i lzy. 
Pierwsze trzy lata naszego zwiazku byly mega burzliwe, ale wtedy niewiele nas laczylo: seks, kilka wymienionych prezentow walaentynkowych i urzodzinowych, kilku wspolnych znajomych i to wszystko. 
Mimo to zawsze wracalismy do siebie.

Wkoncu zdecydowalismy sie na slub.


Te piekne slowa uslyszelismy w kosciele w dniu naszego slubu:




"Miłość cierpliwa jest, 

łaskawa jest. 

Miłość nie zazdrości, 

nie szuka poklasku, 

nie unosi się pychą, 

nie dopuszcza się bezwstydu, 

nie szuka swego, 

nie unosi się gniewem, 

nie pamięta złego, 

nie cieszy się z niesprawiedliwości, 

lecz współweseli się z prawdą. 

Wszystko znosi, 

wszystkiemu wierzy, 

we wszystkim pokłada nadzieję, 

wszystko przetrzyma.

Milosc nigdy nie ustaje."
(I list do Koryntian)


Sa piekne i glebokie. A jakie prawdziwe!

A mimo to

Poczatki malzenskiego zycia byly trudne... klotnie, lzy, bolesne slowa. Ale przetrwalismy.


Przetrwalismy wtedy wiec czemu nie mielibysmy przetrwac teraz?

Po 13 latach laczy nas bardzo wiele:

Dwoje dzieci
Slub
Wspolne konta w banku
Wspolne cele, plany, marzenia
Wszystko.

Po 13 latach wciaz potrafimy sie zaskoczyc, nie znamy nudy, ani rutyny.

No moze troche doskwiera nam troche rutyna w  lozku, ale to chyba normalka ;)

I ot tak po 13 latach moj mezus zaskoczyl mnie prezentem:





Dostalam perfumkiiiii!!!!! W dodatku takie, ktore juz dawno temu mnie zachwycily a ON wciaz pemietal :)))

Moj mezus to moj najlepszy przyjaciel. Najblisza mi osoba, ktora nigdy w niczym mnie nie ogranicza, zawsze wspiera, pomaga, doradza. Z wzajemnoscia oczywiscie.

Wiec jak moglibysmy NIE byc ze soba szczesliwi???
Kocham go jeszcze mocniej niz 13 lat temu, mocniej niz 9 lat temu w dniu naszego slubu.
Wkoncu docieramy sie kazdego dnia i dopracowujemy nasz zwiazek pod kazdym wzgledem.  






A to moje najglebsze i najpiekniejsze motto na temat milosci, z ktorym zgadzam sie w 100%, mam nadzieje, ze Wy rowniez:




I Wam zycze takiej milosci, milosci co gory przenosi!

Tuesday 11 March 2014

"Bully" czyli prześladowca ze szkolnej ławki

Bylyscie kiedys przesladowane przez inne dzieci z klasy? szkoly?
Ja tak, co prawda krotko, ale pozostawilo mi to slad na mojej psychice, ktory zostanie pewnie do konca zycia.
Bylam wtedy w podstawowce, druga czy trzecia klasa. Bylam niesmiala i zamknieta w sobie dziewuszynka. Przeprowadzilismy sie z rodzicami do innej miejscowosci w polowie roku szkolnego. W mojej nowej szkole i klasie nie znalam nikogo. Posadzono mnie w lawce z gruba dziewczynka w okularach , bo jako jedyna siedziala sama. 
Owa dziewczynka mimo, iz spokojna i bardzo mila byla atakowana wlasnie dlatego, ze byla gruba, nosila okulary i uczyla sie duzo lepiej niz inne dzieci.
A ja, jako, ze siedzialam z owa dziewczynka,  rowniez stalam sie obiektem zartow dla najbardziej okrutnego z chlopakow z klasy. Wysmiewal sie, ze tez bede taka gruba jak ona, ze jestem brzydka, ze nikt mnie nie lubi.... i mase innych idiotycznych i bezsensownych rzeczy, ktore teraz wiem ze sa mega glupie, ale wtedy kiedy mialam zaledwie 8-9 lat, byly mega bolesne. 
Nie bylam pewna siebie, nigdy nie bylam i nadal nie jestem. Nie potrafilam gnojka splawic i dawalam mu satysfakcje ze sprawiania mi i jej przykrosci. 
Tamta dziewczynka miala jeszcze gorzej, podkladal jej nogi na przerwie, ciagnal ja za wlosy, popychal. Dreczyl ja niesamowicie, a mimo to nikt nigdy nie stanal w jej obronie. Nawet nauczyciele i rdzice zdawali sie nic nie widziec i nic nie wiedziec. 

Gdybym teraz dorwala takiego gnoja , powiesilabym za jaja, ale jako dziecko czulam sie calkowicie bezradna i bezbronna, wrecz uwazalam, ze jestesmy obie brzydkie i nalezy nam sie takie traktowanie.
Na szczescie nasz "bully" nie zdal do czwartej klasy i wtedy skonczyl sie nasz koszmar.
Teraz nasz przesladowca jest starym bezrobotnym kawalerem , chyba nawet nie skoczyl zawodowki, mieszka z matka i nic w zyciu nie osiagnal bo za bardzo lubi alkohol i hazard.
Przesladowana dziewczynka skonczyla medycyne, zrobila doktorat,  pracuje od kilku lat jako chirurg. Ma meza , dziecko i dom. W dodatku jest szczuplutka, szczuplejsza niz ja (ja jestem chuda!) i nie nosi juz okularow. Kiedys miala dlugie warkocze, teraz spina piekne dlugie wlosy w koka. Ma wszystko, ale wiem, ze tak samo jak u mnie, tak i w jej sercu musi tkwic to wspomnienie przesladowcy sprzed lat...




Teraz jestem mama. Na sama mysl, ze moje dzieci moglyby byc przesladowane tak jak moja kolezanka czy ja, budzi sie we mnie lwica. Nie raz opierniczylam juz roznych gowniarzy widzac jak pastwia sie nad innymi dziecmi. Mam nadzieje, ze i Wy reagujecie na takie rzeczy. Nie pozwolmy, zeby ktos niszczyl nasze dzieci. Zadne dziecko na to nie zasluguje.

Alez sie rozpisalam... A to wszystko w zwiazku z tym , co znalazlam dzisiaj na Facebooku. 
Wrocily moje wspomnienia.

Zobaczcie same i ocencie:


WARNING: Picture might be considered obscene because subject is not thin. And we all know that only skinny people can show their stomachs and celebrate themselves. Well I’m not going to stand for that. This is my body. Not yours. MINE. Meaning the choices I make about it, are none of your fucking business. 
Meaning my size, IS NONE OF YOUR FUCKING BUSINESS.



If my big belly and fat arms and stretch marks and thick thighs offend you, then that’s okay. I’m not going to hide my body and my being to benefit your delicate sensitivities.
  • This picture is for the strange man at my nanny’s church who told me my belly was too big when I was five.
  • This picture is for my horseback riding trainer telling me I was too fat when I was nine.
  • This picture is for the girl from summer camp who told me I’d be really pretty if I just lost a few pounds
  • This picture is for all the fucking stupid advertising agents who are selling us cream to get rid of our stretch marks, a perfectly normal thing most people have (I got mine during puberty)
  • This picture is for the boy at the party who told me I looked like a beached whale.
  • This picture is for Emily from middle school, who bullied me incessantly, made mocking videos about me, sent me nasty emails, and called me “lard”. She made me feel like I didn’t deserve to exist. Just because I happened to be bigger than her. I was 12. And she continued to bully me via social media into high school.

MOST OF ALL, this picture is for me. For the girl who hated her body so much she took extreme measures to try to change it. Who cried for hours over the fact she would never be thin. Who was teased and tormented and hurt just for being who she was.


I’m so over that.

THIS IS MY BODY, DEAL WITH IT."




Thursday 6 March 2014

The most beautiful ever

Dzis chcialabym Wam goraco polecic byc moze najpiekniejszy i najbardziej wzruszajacy filmik jaki kiedykolwiek widzialyscie...
Moze wiekszosc z Was juz go do tej pory widziala, ale co tam... 
Ja moglabym ogladac milion ray i wciaz mi sie podoba, wciaz mnie wzrusza. 
Wiec prosze bardzo:




Wiecej sie nie rozpisuje bo jestem w jakiejs emocjonalnej rozsypce i nawet nie potrafie sklecic sensownego zdania.


Sunday 2 March 2014

Dzien dla mnie

Niedziela od zawsze byla egoistycznym dniem dla mnie.
Dniem depilowania nog, peelingu., maseczek, wyciskania pryszczy, regulowania brwi, malowania brwi i rzes henna, malowania paznokci, chodzenia w turbanie na glowie z maszeczkami domowej roboty (czytaj z jajkiem na glowie).
Dzis tez jest to moj dzien. A moze moja godzina? Taaak, to moja godzina, bo na wiecj czasu dla siebie nie moge sobie pozwolic :/

Wczoraj na cala noc nalozylam na glowe mieszanke olejkow: arganowy, rycynowy i lopianowy + kilka kropel tea tree oil.
I tak przemeczylam sie cala noc w turbanie na glowie...
Wlosy splukalam mieszanka fioletowej plukanki zeby zniwelowac zoltawy odcien farby, dzieki tej plukance moje 8-centymetrowe odrosty sa niemal niewidoczne =)
Rano umylam wlosy dwukrotnie, po czym wtarlam w skore glowy zel aloesowy i wcierke Jantar, na dlugosc wlosow nalozylam zel aloesowy i jedwab Biosilk.
Efekt srednio mnie zadowala, tyle wysilku a wlosy mam takie spuszone i bez blasku...??
Nie wiem co jeszcze moge zrobic zeby wygladaly zdrowo. Znacie jakies domowe sposoby na nadanie wlosom blasku?
Czasem wspomagam sie nablyszczajacymi spreyami, ale wolalabym cos bardziej naturalnego.


W sumie, odkad pamietam moje wlosy zawsze byly cienkie,  matowe i bez blasku. Jeszcze znaim zaczelam je katowac prostownica i farba... 
Jesli olejki i maski nie pomagaja to chyba juz nic im nie pomoze. 
Ale jesli znacie jakies sposoby to piszcie ;) 

A co u dzieci?
Dzis chlopaki dostali nowe pisaki, pisaki nic wielkiego, ale slowo nowe nadaje magii sytuacji, bo nasze chlopaki uwielbiaj wsyzstko, co nowe. Wymalowali juz ze 100 rysunkow: domy, autka, samoloty, zamki, wierze, nasza cala rodzinka, my na wakacjach pod palmami (hihi, czyzby chlopaki cos podejrzewali? a moze na wspomnienia ich wzielo?)