Mialam napisac post o dzieciakach i znowu nie wyszlo :(
Ale zbieram sie i mam juz jego "plan wstepny".
Poki co musze sie Wam wyzalic, ze mam juz tak wszystkiego dosc, ze po prostu nie wydalam...
Dosc studiowania, dosc nadmiaru obowiazkow, stresow, planow. Nie wyrabiam!
Dzieciaki wlasnie wychodza z mega przeziebienia, przemeczylismy sie przez ostatnie pare dni. Ja tez sie rozchorowalam, wracam powoli do siebie, a tu obowiazkow nie ubywa. Wrecz przeciwnie.
I co ja glupia robie? Zamiast wziac sie do roboty to bloga se pisze!
Ale gdzies musze dasc upust swoim emocjom , bo jesli nie to sie ugotuje, eksploduje.
Niedawno mialam termin oddania eseju, ktory meczylam prze miesiac, i co? kilka dni przed oddaniem okazalo sie, ze moj esej jest zupelnie nie na temat, tak wiec to co meczylam przez miesiac musialam wkoncu napisac w 3 dni!
Ile stresu mnie to kosztowalo, ile bolow brzucha, ile lez wylalam, ile nocy nie przespalam, ile ziola zjaralam, ile wina i piwa przepilam, ile czekolady pochlonelam.... tylko ja to wiem.
Esej oddalam, byleby to zaliczyc. O to sie modle.
Ale spokoju zaznac wciaz nie moge. Juz zaczelam pisac koncowa prace, Mam na nia dokladnie 5 tygodni. Podolam czy nie?
Byloby dobrze, gdyby nie to, ze w miedzyczasie mam juz probna rozmowe kwalifikacyjna, probne egzaminy, nauke na bierzaco, wyklady, no i opczywiscie dwoje dzieci.
Dobrze, ze chociaz ozdrowieli. Nie trzebe juz wstawac do nich kilka razy w nocy by zmierzyc goraczke, podac wode, podac paracetamol i nasmarowac plecy. I tyle lzej...
Ale w dalszym ciagu chlopaczyska daja w kosc. Przyszly tydzien bedzie jeszcze ciezszy. Dzieciaki maja ferie. Chyba nawet nie pisalam , ze od stycznia nasz 3-letni Juniorek chodzi do przedszkola, 15 godzin w tygodniu. Jest zachwycony i chwala mu za to :P
trzeba bedzie im jakos zroganizowac czas. Mamy juz kilka roznych pomyslow na wspolne wyjazdy.
Ale jak miedzy to wszystko wkomponowac moja nauke i inne obowiazki?
Nie wiem...
Wiecie co? Nie pamietam kiedy ostatni ostatni raz widzialam jakis film w TV czy na DVD. Na pewno nie w tym roku, ba, byc moze z pol roku temu. Nie ogladam zadnych programow telewizyjnych, czasem w biegu obejrze widomosci, jedzac tosta i dopijajac kawe. Na wiecej nie mam czasu.
Kiedy widze na facebooku wpisy typu "nudze sie" czy "co robic?" to mnie krew zalewa, a uwierzcie, ze widze je czesto. Mysle sobie wtedy czlowieku, get a life!
Zycie jest za krotkie, zeby sie nudzic. Jak mozna sie nudzic? Jak nozna nie miec nic do roboty?
A moze to moja frustracja nadmiaru obowiazkow tak mi sie daje we znaki... Bo naprawde chcialabym zaznac choc jednego takiego dnia, kiedy moglabym napisac ludziom , ze nie mam co robic.
A tu jak na zlosc kuzwa... zawsze mam duzo wiecej na glowie niz bym chciala.
Kupilam sobie dzisiaj wielka porcje frytek i cole. Moze i to nic niezwyklago dla wiekszosci ludzi, ale ja nigdy nie jem frytek i nie pijam coli. Chyba tak odreagowuje wszystkie swoje stresiory. Przytyc i tak nie przytyje bo generalnie raczej nie dojadam. Wieczorem za to zrobie jakas zdrowa salatke i bedzie git.
A zeby mi tego wszystkiego bylo malo, to jeszcze zapisalam sie na megaambitny kurs calodzienny na sobote! to pod katem moich studiow i przyszlej pracy. Och gluuupia baba ze mnie! Ale przeciez nauki nigdy za wiele.