Thursday 26 March 2015

"Przezylam z Toba tyyyyle lat..."

Wielkimi krokami zbliza sie nasza dziesiata rocznica slubu. Taaaak, 10 lat :)))
10 lat od dnia, kiedy to przed oltazem powiedzielismy sobie "TAK".



Mowiac wowczas "TAK", bylam pewna obaw i leku o to, co bedzie jesli:

  • ...sie nie uda? 
  • okaze, sie ze to nie TEN? 
  • z czasem zapragniemy czegos/kogos innego? 
  • zmienimy sie tak bardzo, ze stracimy zainteresowanie soba nawzajem? 
  • poklocimy sie tak bardzo , ze nie bedziemy w stanie wybaczyc? 
  • zakochamy sie w kims innym?
  • bedziemy miec inne plany na przyszlosc? Inne potrzeby?
  • tesciowa tak nam uprzykrzy zycie, ze nie damy rady byc razem?
  • wkrocza w nasze zycie nalogi? zdrada? przemoc?
Mialam jeszcze milion innych watpliwosci, mimo, iz bylismy ze soba juz dluugo, dluuugo i od lat planowalismy slub. 
Na szczescie zadna z moich dosc absurdalnych obaw sie nie potwierdzila.
Zmienilismy sie szalenie w ciagu tych dziesieciu lat. 
Przetrwalismy razem kilkanascie przeprowadzek, kilka zmian pracy, narodziny dwojga dzieci, choroby kazdego z nas, porazki, upadki, niepowodzenia, trudy, sukcesy...
Osiagnelismy szalenie zarowno jako para jak i kazde z osobna. 
A najwazniejsze jest to, ze wciaz patrzymy w te sama strone, mamy te same plany i marzenia. 



Teraz nie mam juz obaw, teraz wierze w nas i nasza milosc duzo duuuzo bardziej. Wierze tez w nasza sile i nasza przyszlosc. Moze to dosc naiwne, bo rozne przykre niespodzianki przychodza do czlowieka z nienacka. Nigdy nie moge byc w 100% pewna, ze do konca zycia bedzie pieknie i idealnie. Ale wierze w to, ze tak bedzie. Wierze znacznie bardziej niz wierzylam 10 lat temu.

Ale co Mu kupic na rocznice slubu??? oto jest pytanie...



Wednesday 18 March 2015

"Chcial(a)bym w sobie miec taka sile..."

... Taka sile, zeby wziac to wszystko na swoje barki i pomyslec, ze jest dobrze.

Nigdy nie wybaczylam Bogu tego, ze pozwolil na to, by nasze dziecko urodzilo sie chore.
Nigdy sie z tym nie pogodzilam i nie pogodze.
Nauczylam sie z tym zyc.
Ale zal do Boga pozostal.

Kiedy zdecydowalismy sie na dziecko/dzieci, dlugo przyszlo nam czekac na owoc naszych staran.
W wyobrazni mialam idealne, piekne zdrowe, rozowe i pulchne niemowlatko.
Wyszlo inaczej.
Zaczely sie wizyty w szpitalach, dlugie pobyty, operacje, zabiegi, kontrole, leki...
Tak bylo, tak jest i tak bedzie.
Dzieci ogromnie zmieniaja zycie, ale kiedy dziecko jest chore, wszystko przewraca sie do gory nogami.
Trzeba sie podoprzadkowac chorobie, nowej rutynie, nieoczekiwanym zmianom.
Trzeba zrezygnowac z wielu rzeczy, zyc z dnia na dzien i wierzyc, ze kolejny dzien bedzie dobry. Nie zawsze tak jest.

Mimo wszystko kazda kolejna wizyta w szpitalu uswiadamia mi, ze inni maja gorzej. Ze sa osoby, dla ktorych szpital nie jest tylko "wizyta", ale codziennoscia.
I to wlasnie trzyma nas w pionie: Fakt, ze inni maja gorzej.

Moja znajoma z pracy miala kiedys z mezem beztroskie zycie: Zagraniczne wakacje typu Meksyk, Tajlandia... restauracje, imprezy, wyjscia i wyjazdy.
Pozniej zapragneli dziecka. Po latach staran urodzilo im sie powaznie chore dziecko. Takie, ktore nigdy nie bedzie chodzic, nie bedzie mowic, nie bedzie samodzielne. Takie dziecko, ktore wywrocilo ich swiat do gory nogami znacznie bardziej niz moj. Nie ma dla niej juz wakacji, nie ma wyjsc, nie ma znajomych.
Teraz ma dom i szpital, troski, zmartwienia, bezsenne noce. Kombinowanie jak tu utrzymac prace i prowadzic w miare normalne zycie.

I tak z nia rozmawiam, i wspolczuje, i podziwiam, i lza mi sie w oku kreci widzac jej trudy... a ona na to:   "No co Ty? inni maja gorzej!"

Tuesday 10 March 2015

Jak kupic dom w UK i nie zwariowac???

No wlasnie... Oto jest pytanie, na ktore nie znam odpowiedzi.
Jestesmy gotowi do kupna. A tu idealnego domu ani widu ani slychu... :/
Wymagania mam, co tu gadac, nieskromne:
3 sypialnie, duza lazienka na gorze, WC na dole, duza kuchnia, idealnie: polaczona z jadalnia, garaz, spory podjazd, ladny ogrodek. Dom musi tez byc w wybranej przez nas okolicy, blisko sklepow i szkoly dla dzieci, a jednoczesnie daleko od ruchliwych drog.
Ot, takie mam wlasnie wymagania, a co.
Problem w tym, ze takie domy nie istnieja, przynajmniej nie tu gdzie szukam.
Wiekszosc domow, ktore do tej pory widzielismy to:

  1.  totalne rudery wymagajace wlozenia mnostwa pracy i pieniedzy: wymiany okien, drzwi, kuchni, podlog, kanalizacji, elektryki, armatury lazienkowej... wszystkiego, a nawet wyburzania scian, ze wzgledu na totalna nieustawnosc pomieszczen
  2. malutkie klitki, ktorych sypialnie ledwie mieszcza lozka, gdzie nie ma miejsca na szafy, na normalne rodzinne funkcjonowanie,
  3. Nowe domy, ktore nawet nie sa jakos wyjatkowo drogie, ale za to bardzo baaaardzo male, nie ma miejsca na buty, na ubrania, na odkurzacz, nie ma garazu ani szopki na rowery...
  4. Domy przy ruchliwych drogach - skreslam bez wzgledu na cene i wszelkie inne walory
  5. Kuchnie, w ktorych mozna przemieszczac sie tylko... wokol wlasnej osi, bo robiac jeden krok znajdujemy sie juz poza kuchni.
No i coc robic?
Czlowiek chce wreszcie cos kupic a tu jak na zlosc nie ma nic, NIC co by nas ujelo, zachwycilo. 
A kupowac byle co tez nie bardzo.. 
A najbardziej chyba boje sie, ze wkoncu wybierzemy cos z rozsadku, pogodzimy sie z ewentualnymi niedoskonalosciami, po czym wyskoczy ten idealny, na ktory czekalismy cale zycie.
Dzizys.... dlaczego ja musze podejmowac takie trudne decyzje? Ciezko mi wybrac bulki na sniadanie i kolor majtek, a tu nagle mam wybrac dom, w ktorym byc moze przyjdzie nam spedzic reszte zyciaaa??? 


Mam juz dosc takiego stanu niewiedzy i niepewnosci. I tego, ze znowu nie wiem co bedzie dalej, i znowu nie wiem, gdzie bedziemy za rok, za pol roku, za 3 miesiace. Standardowka w naszym zyciu, standardowka, ktorej mam po dziurki w nosie. 
Chce wreszcie miec ten dom naszych marzen, tymczasem wisi nade mna wizja szukania czgos, co nawet nie istnieje, a moze tyo jednak wizja niekonczacych sie remontow i przerobek.
I jak tu nie zwariowac? No jak???


Thursday 5 March 2015

A Ty skad jestes?

...Bo ja pochodze ze wsi. Z takiej typowej wsi. Z takiej, gdzie ludzie nadal prowadza swoje mini gospdarstwa i zyja swoim zyciem. Maja kury na podworku i psy przy budzie, kapuste w ogrodzie i krowy na lace.  Z takiej pieknej i prawdziwej wsi gdzie noca niebo jest gwiezdziste, gdzie trawa jest pokryta rosa o poranku. Z miejsca, gdzie czlowiek czuje, ze zyje, a jednoczesnie czuje, ze... umiera.
Gdzie czlowiek nie ma szans na wybicie sie, na edukacje, na lepsza przyszlosc.
I zeby cokolwiek osiagnac, trzeba sie wyprowadzic..




Oprocz tej maluskiej wsi zaliczylam jeszcze wiele wieeele innych miejsc zamieszkania. 
Mieszkalam zatem: w malenkiej wsi, w sredniej wiosce, w malym miescie, w wielkim miescie wojewodzkim, w ogromnym miescie w UK, w nadmorskiej wiosce, w nadmorskim miescie, a teraz mieszkam ... w dziwnym miescie. 
Zaliczylam tez mase typow akomodacji: duzy dom, mieszkanie w bloku, mieszkanie w bloku, mieszkanie w kamienicy, apartament, pokoj typu stancja studencka, mieszkanie dzielone z innymi studentami, kawalerka, pokoik z widokiem na morze, mieszkanie pracownicze,

W sumie przeprowadzalam sie w zyciu 21 razy. Mieszkalam w miejscach brzydkich i pieknych. 

I wszystko to w pogoni za praca, za szkola, za lepszym zyciem, lepsza przyszloscia, wiekszymi mozliowsciami.

Mam juz dosc. Nie chce sie wiecej przeprowadzac, chce wreszcie gdzies osiasc na stale. Zapuscic korzenie. Posadzic swoje drzewa w ogrodku i patrzec jak rosna dla nas.
Bolem jest to, ze mieszkajac do tej pory w tylu roznych miejscach mam spore oczekiwania. Obecne miejsce zamieszkania porownuje do tych poprzednich, z kazdego miejsca wyciagam to, co najlepsze i chcialabym , zeby to obecne miejsce bylo polaczeniem wszystkich zalet miejsc poprzednich.
Ale nie jest :/ Nie czuje sie tu jak u siebie. W sumie nigdzie nigdy nie czulam sie jak u siebie.
Jestem takim wloczykijem, ptakiem bez wlasnego gniazda, czlowiekiem z nikad.

Ale dosc. Czas zapuscic korzenie. Wyzwanie podjete. Poki co jest zle. Kupno idealnego domu okazalo sie sporym wyzwaniem. Wyzwaniem wiekszym, niz przypuszczalam.

No bo jak to mozliwe, zeby kupic dom i nie zwariowac???