Rzadko udzielam sie w towarzystwie wiekszym niz 3 osoby, a nawet te 3 osoby sprawiaja, ze odczuwam dziwny dyskomfort. Najlepiej jest mi w towarzystwie jednej osoby. A jeszcze lepiej w domu, we wlasnych czterech scianach z moim mezulem i z dziecmi.
Zawsze otaczalam sie zaledwie kilkoma bardzo bliskimi osobami.
Niestety w zwiazku z tym, ze szalenie czesto zmieniamy miejsce zamieszkania, moje bliskie osoby dosc czesto sie zmnieniaja. Pol roku temu pozostawilam w tyle kolejne wartosciowe znajomosci i zaczelam od poczatku. Gdyby nie to, ze moja przyjazn przetrwala nawet te odleglosc, pewnie pograzylabym sie teraz w smutku...
Odkad mieszkamy w nowym miejscu (juz niemal pol roku), nie poznalam tu zadnego Polaka/Polki.
Nie tylko nie mam ku temu okazji, ale i nie widze juz roznicy miedzy znajomosciami z Polakami a Anglikami czy innymi narodowosciami. Moi znajomi to glownie osoby, z ktorymi mam kontakt na codzien w pracy. Poza praca moje zycie to maz, dzieci i dom. Nie mam czasu na wyjscia, spotkania na kawke, pogaduszki ani inne tego typu akrakcje.
Jakims cudem udalo mi sie zaliczyc Christmas Party w pracy w towarzystwie iscie doborowym moich nowych swietnych znajomych z pracy. I to mi wystarcza.
Za miesiac znowu jade do Polski... i.... z zalem musze przyznac, ze poza rodzicami nie mam tam juz nikogo. Wszystkie dawne przyjaznie i znajomosci umarly smiercia calkiem naturalna.
I juz sama nie wiem czy mi zal, czy tez wszystko jedno. Bo moze taka jest wlasnie kolej rzeczy?
Ha! No to cos nas laczy. Ja rowniez nie lubie tlumow...
ReplyDeleteNajpewniej czuje sie w domu, lubie wyjsc do znajomych, ale rowniez lubie kiedy towarzystwo ogranicza sie do 4-6 osob. Nie wiecej.
Z tym polskimi znajomosciami to smutna sprawa.... Wiekszosc moich umarla smiercia naturalna....... Najwieksze rozczarowanie przezylam podczas ostatniego pobytu w pl. Mialam spotkac sie z kolezanka ze studiow, z ktora wczesniej mialysmy dosc czesty kontakt, nie widzialysmy sie 8 lat... do spotkania nie doszlo... uzyla najardziej banalnego argumentu- dzieci chore, a tego samego dnia, kilka godzin wczesniej jeszcze byly zdrowe :( Poczulam sie jakby mi dala w pysk i to mocno.......
Ja myślę, że prawdziwa przyjaźń nigdy się nie kończy. Nieważne są kilometry, czy jakieś tam różnice. Więc generalnie nie ma czego żałować. Też wolę mniejsze towarzystwo. W małym towarzystwie gadam jak najęta, a w większym siedzę cicho. :)
ReplyDeletei za to wlasnie cie uwielbiam!!! xxx TakaSobieMeg
ReplyDeleteo jeju, jakbym o sobie czytała normalnie! :D Donia
ReplyDeleteKiedy jadę do Polski wiem dobrze,że pod względem towarzystwa mogę liczyć jedynie na rodzinę (moją i męża). Znajomi wykruszyli się właściwie już po moim oświadczeniu,że wyjeżdżam do Anglii. Mojej "przyjaciółce" (tak kiedyś o niej myślałam) pomogłam w wyjeździe do UK,żeby mogła zacząć nowe życie ze swoim narzeczonym tak jak planowała - i zaczęła nowe życie,tyle ,że nie ma w nim miejsca dla mnie ani chyba nawet dla tego narzeczonego. Rozczarowałam się na wielu ludziach i teraz do każdej znajomości podchodzę z baaaardzo dużym dystansem . I jest mi z tym lepiej - mniej rozczarowań. Pozdrawiam :)
ReplyDeleteTwój blog naprawdę mnie dziwi. Mam wrażenie, ze mogłabym go sama napisać. Jestem dokładnie taka sama introwertyczką jak Ty. Nie lubie powierzchownych kontaktów. Złe sie czuje w większym towarzystwie. Bywam małomówna. Mam mało znajomych, ale za to mam kilku przyjaciół. Czasem myśle za dużo. Kiedyś, pomimo bycia introwertykiem, byłam dość przebojowa i tak jak ty potrafiłam dążyć do obranego celu. Ostatnio mój introwertyzm trochę mnie pochłonął i kontakty z ludźmi męczą mnie jak nigdy i najchętniej ukryłabym sie gdzieś w kacie. :(
ReplyDelete