Saturday 25 July 2015

Jak przetrwac wakacje z dzieckiem autystycznym?

Z gory mowie, ze nie znam odpowiedzi na to pytanie. Jest ciezko.
Nawet nie zdawalam sobie sprawy z tego, ze bedzie az tak ciezko...
Kiedy Mlody 6 godzin dziennie spedzal w szkole, mozna bylo zrobic zakupy, posprzatac, ugotowac i zlapac oddech.
Teraz nie mozna pozwolic sobie na ten luksus.
Dzieciak przechodzi samego siebie, szaleje od wczesnego rana do bardzo poznego wieczora. Nie siada nawet do posilku, wiecznie w ruchu, wiecznie w biegu, caly czas glosny.


Dwoimy sie i troimy by zapewnic mu jakies atrakcje na kazdy dzien, kazda godzine i nie dajemy rady. Bo to, czym zdrowe dziecko by sie zainteresowalo na dlugie godziny, naszego Mlodego cieszy zaledwie kilka-kilkadziesiat minut.
Bajek nie oglada, TV go nie interesuje wogole, klocki Lego ida w kat po pol godzinie, ksiazki ciesza moze kilka minut, wyjscia do parkow, na place zabaw i inne miejsca rekreacji ciesza go nie dluzej niz godzine. Jedynie tablet zapewnia jakas godzinke spokoju, mozna wtedy dom doprowadzic do porzadku, ugotowac cos.

Ostatnio bardzo tez go cieszy wspolne pieczenie babeczek, pieczemy zatem ...codziennie!
Zakupy z dzieckiem autystycznym to juz totalna masakra, dziecko chodzi swoimi drogami i glosno protestuje kiedy matka chce isc w innym kierunku.
A jak pomiedzy to wszystko wplesc remont nowego domu i przeprowadzke??? Hah.... Wlasnie dokonujemy cudow. Cale szczescie, ze mialam troche urlopu. Niestety od poniedzialku wracam do pracy. I caly ciezar opieki nad chlopakami spadnie na meza az do wieczora, kiedy wroce. Wtedy maz bedzie mogl z moim tata pracowac przy remoncie,
A ja... bede musiala spakowac caly nasz dobytek przed rychla przeprowadzka.
Do przeprowadzki zostalo nam niewiele ponad tydzien, poki co udalo mi sie jakis cudem spakowac trzy kartony. A gdzie reszta??? Jak to wszystko ogarnac kiedy doba za krotka? Jakos trzeba.


No i te wakacje jakos trzeba przetrwac, przetrwalismy juz tydzien, jeszcze tylko szesc tygodni...

Monday 6 July 2015

No i stalo sie :)

Wraz z koncem czerwca zakonczyl sie nasz cyganski byt.
Wraz z poczatkiem lipca zaczelo sie takie zycie, jakiego zawsze chcialam.
Mamy dom. Nasz wlasny. TEN dom.
Dom, kotry kosztowal nas nie tylko pieniadze, ale i mnostwo stresu, zlosci, niecierpliwosci, zwatpienia i nerwow.
Dom, ktory jest tez naszym swoistym poczatkiem i ostoja. Dom, z ktorym wiazemy nadzieje i plany. Nasz nowy dom rodzinny.
Szukalismy go miesiacami, czekalismy na niego 10 tygodni (-proces zakupu).

Remont ruszyl juz pelna para. Z pomoca przybyl z PL moj tata, czlowiek niezastapiony i niezawodny. Dzialamy na pelnych obrotach. Chcemy by ten budynek zmaienil sie w nasz cieply i przytulny dom rodzinny, chcemy zamienic "house" w "home".


Nie jest latwo, sa przeciez dzieci i jest moja praca na pelny etat. Wszystko jak zawsze robimy w biegu. Ale warto, jak zawsze WARTO.