Monday 26 January 2015

No ale gdzie ta milosc???

Zaczyna sie pieknie...


...Ale nie zawsze pieknie sie konczy.

Sypnelo sie wlasnie malzenstwo moich dobrzych znajomych. Dwoje dzieci, dobre prace, dom na kredyt, auto, plany, wakacje pod palmami dwa razy w roku i bammm, koniec. Podobno sie "odkochali", podobno juz sie nie dogaduja, nie rozumieja, nie czuja tego co kiedys. I co... i to juz koniec?
Zaczna od nowa? Znajda kolejna milosc na 10 wspolnych lat? Czy moze beda sie wplatywac w nieudane zwiazki, zyc solo i szarpac miedzy soba zdesorientowane kilkuletnie dzieci? Poznawac dzieci z nowymi "mamusiami". "tatusiami", "wujkami", "paniami"? WTF???

Zauwazylyscie, ze ostatnimi czasy malzenstwa i zwiazki dookola sypia sie na potege???
Dlaczego???
Kiedys przeciez nie bylo az tak zle... A moze to ja bylam slepa???
Za czasow mojej babci rozwodow chyba nie bylo (?) bynajmniej ja o zadnym nie slyszalam, za czasow moich rodzicow rozwody byly szokiem, ludzie gadali i z tego wydarzenia robili wielkie halo.
A teraz?
Chyba wiecej moich znajomych jest po rozwodzie, niz zyje w dlugoletnim zwiazku czy w malzenstwie, samotne matki, faceci, ktorzy gdzies tam maja po iles tam dzieci z roznymi kobietami...
O co chodzi? Dlaczego tak sie dzieje?
Czasy sie zmieniaja?
Warunki sie zmieniaja?
My sie zmieniamy?
Wiecej oczekujemy?
Mniej wybaczamy?
Jestesmy bardziej niezalezni?
Mamy wiecej pokus?
Mniej nam zalezy?


Ale jesli z partnerem, z ktorym dzielimy zycie i dzieci od kilku... kilkunastu... kilkudziesieciu lat okazuje sie niedostatecznie dobry, to jaka jest pewnosc, ze ktos nowo poznany bedzie lepszy?


Czasem mam wrazenie, ze unosze sie w wielkiej mydlanej bance, bo mam udane malzenstwo, a masa ludzo dookola wciaz sie rozchodzi, rozwodzi, meczy w nieudanych zwiazkach, cierpi po rozstaniach, zaluje, podejmuje zle decyzje. Boje sie, ze peknie moja banka jak te wszytkie dookola. 

Czy aby dostatecznie dobrze dbam o swoja banke? Czy chronie ja, chucham i dmucham? 
Czy potrafie wybaczac, dostrzec swoje bledy, przeprosic, zrozumiec, wesprzec, wysluchac, doradzic? Czy wszystko robie jak nalezy? Czy jestem dobra zona? Czy moge zrobic wiecej? czego jeszcze nie zrobilam? co zrobilam zle? co robie niepotrzebnie?
Robie sobie czasem taki "rachunek sumienia", wyciagam wnioski, naprawiam bledy, ale czy to jest ta metoda na idealny zwiazek?
Jak Wy pielegnujecie swoja milosc? swoj zwiazek? Jak robic to po nastu latach zeby nadal trwal i trwal? na zawsze?





14 comments:

  1. Jacys tacy malo refleksyjni jestesmy.... Chyba dobra materialne rzadza w dzisiejszym swiecie niestety. Rozwody nie robia na nikim wrazenia... przyjaznie sie koncza ot tak... smutne to troche....
    My jestesmy razem 11lat i znamy sie jak stare konie.
    Potrafimy sie poklocic, pokrzyczec, ponarzekac na siebie, a pozniej poprzepraszac... ale nigdy jakos nie potrafimy zyc na fochu dluzej niz dobe.
    Pojawil sie kryzys po narodzinach Mlodego, kiedy to od poczatku musielismy do siebie dotrzec.... ale z czasem wszystko jakos sie poukladalo :) Takie stare ludzie znas ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. my mamy tak samo (ponad 13 lat), tez byly kryzysy, ale wszystkie do przetrwania, tez starzy jestesmy ;)

      Delete
  2. Wiesz co?! W moim otoczeniu w obecnej chwili posypało się tyle związków, nie mówiąc już o "starych" dobrych małżeństwach, że jestem w szoku. W paru przypadkach to nie mogę dojść do siebie po usłyszeniu tego. W życiu bym się nie spodziewała. W jednym z przypadków mężczyzna po prostu chce WOLNOŚĆI. I nie, nie jest młody szczególnie, spokojny facet. I nigdy nie miał małżeństwa w klatce, tak naprawdę chciał gdzieś pojechać - jechał. I nie wiem z czego to wynika, myślę że ludziom po prostu odbija. I pragną czegoś nowego, może nieznanego, odmiennego... Choć dla mnie to głupota. I jeżeli w grę nie wchodzi żadna osoba trzecia, to myślę że prędzej czy później ktoś tej decyzji pożałuje...

    I też boje się tego, że mój związek się posypie. I nie dlatego, że jest źle, że brakuje nam czegoś, bo absolutnie tak nie jest. Naprawdę dbamy o siebie, ale patrząc na te wszystkie przypadki to już głupieję. Może nie jesteśmy ze sobą lata, bo tylko (albo i aż) 3,5 w tym prawie pół roku narzeczeństwa... :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. mam to samo, tez sie boje. bo wlasnie najwiekszy problem, ze sypia sie nie tylko te malzenstwa ktore nigdy nie byly udane, ale i te, ktore w moich oczach byly idealne...

      Delete
  3. Wybaczanie nie jest takie łatwe, zwłaszcza jak para doświadczy mocnego zgrzytu. Można krótko skwitować, takie czasy. Czy do końca ? Kobiety kiedyś nie przejmowały się zdradami męża, grunt żeby wypłatę do domu przynosił. Dawniej rola mężczyzny i kobiety była ramowo wyznaczona przez społeczeństwo, dziś jest inaczej. Osobiście uważam, że jeżeli ludzi spróbowali już wszystkiego by ratować swoją relację ale nie udaję im się, to lepiej wziąć rozwód niż żeby dzieci oglądały ciągłe kłótnie, wzajemny brak szacunku itp.. Rozwód to również ciężka decyzja, wątpię żeby dwoje dorosłych ludzi od tak sobie ją podejmowało.

    ReplyDelete
    Replies
    1. masz racje. w takich sytuacjach lepszy jest rozwod. ale wydaje mi sie ze masa ludzi rozstaje sie nie podejmujac dostatecznego wysilku by poprawic relacje. latwiej im zaczac od nowa bo w nowym zwiazku sa nowe emocje i motylki w brzuchu...

      Delete
    2. Wiele osób przynajmniej w Polsce nadal wstydzi się prosić o pomoc np. pójść na terapię związkową. I sądy zbyt łatwo udzielają rozwodów. Zresztą to niestety ogromny biznes.

      Delete
  4. Wcześniej nie było rozwodów, bo właśnie ludzie gadali. Babcia nie raz opowiadała mi o tym jak śp dziadek ją zdradzał z tymi grubymi kurwami. Drugi śp Dziadek też miał na boku. Teraz ludzie po prostu chcą swojego szczęścia, świadomość jest większa. I jeżeli faktycznie miłości nie ma, nie dogadują się, to po co to ciągnąć? Żeby dzieci wychowywały się w takiej gęstej atmosferze? Jeżeli jest chociaż trochę uczucia, to ludzie walczą o siebie. A czasami jest tak, że rozwodzą się i znajdują miłość swojego życia. Znam dwa takie przypadki (znajomi rodziców) i o kilku słyszałam od moich znajomych, że ich znajomi. W każdym razie te pary co ja znam- jedno małżeństwo rozeszło się całkowicie pokojowo. Oboje doszli do wniosku, że to jest męczarnia. Dzieci zostały z mamą. Spotykają się dość często z tatą. Rodzice mają ze sobą dobry kontakt. Ona ma nowego partnera i jest szczęśliwa. On na razie nikogo, ale też jest szczęśliwy. Dzieci na początku słabo to przyjęły, ale teraz jest dobrze. Druga para darła koty ze sobą na każdym kroku. Po kilku latach od małżeństwa pojawiły się wyzwiska, poniżanie, docinanie, spanie osobno... dzieci oczywiście między nimi. Rozwiedli się. Ciężki rozwód. A teraz? A teraz oni mają dobry kontakt ze sobą. Oboje są teraz w nowych związkach i są szczęśliwi. Dzieci odzyskały spokój. Także różnie to bywa. Znam tez pary, które się rozwiodły i mimo wszystko dalej skaczą sobie do gardeł i dzieci jak cierpiały przez nich w ich małżeństwie, tak dalej na tym cierpią.
    Także zgadzam się z :)
    Ludzie, którzy chcą się porozumieć zawsze znajdą drogę do siebie. Najważniejsze, żeby zająć się swoim małżeństwem :) Dbać o uczucie, które łączy zainteresowane osoby :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. zgadzam sie, malzenstwa moich babc tez nie byly zbyt udane ale jak to przed ludzmi by wygladalo gdyby sie rozwiodly, nawet nie bylo takiej opcji. znam tez pary ktorych relacje sa duzo lepsze po rozwodzie i tworza nowe udane zwiazki. mimo to masa ludzi rozwodzi sie... z wielka latwoscia, nawet nie podejmujac prob ratowania malzenstwa...

      Delete
  5. U mnie zaczęło się od przyjaźni i tak ta przyjaźń trwa od 13 lat. Do tego miłość :), nie byle jaka - taka na smierć i życie . Spędzamy razem duuuuuuzo czasu. Mamy jedno wspólne zainteresowanie czyli wędrowanie , zwiedzanie nowych miejsc. Reszta pasji to indywidualne hobby każdego z nas. Dziecko nie łączy nas bardziej , jest bardziej dopełnieniem naszego związku . Kłóćmy się od kiedy pamietam. Oboje mamy mocne charaktery. Nie raz kłótnia była zawzięta i bardzo ostra , kończąca się np rzucaniem naczyń :P. Ale jakoś zawsze kiedy ochlonelismy , mieliśmy ochotę ze sobą rozmawiać i iść do przodu. Mamy wspólne cele - i to jest chyba to co cementuje nasz związek . Poza tym mówimy sobie absolutnie wszystko. Nie ma tajemnic to i nie ma niedomówień . I tak jakoś trwamy na dobre i złe :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. wspolne zainteresowania i wspolne cele to jest to! to co najbardziej zespala zwiazki! :)

      Delete
  6. Rzeczywiscie w dzisiejszym swiecie, zwiazki sypia sie bardzo latwo. Nie podoba sie cos, tojak stara zabaeka do kosza i od nowa... tylko, czy oto nam chodzi? Czy chcemy miec takie poranione dzieci, a w efekcie cale spoleczenstwo? Trudny temat, ale bardzo wazny

    ReplyDelete
  7. Moim zdaniem sa rożne powody rozwodów. Z jednej strony na pewno kobiety zyskały większa niezależność, wiec nie sa zmuszone trwać w związku, w którym facet zdradza, traktuje ja jak własność. Kiedyś takiej opcji nie było, wiec kobiety musiały żyć w takim emocjonalnym bagnie. Z drugiej strony ludzie oczekują wiele i szybko, wiec jak im coś nie pasuje to mówią do widzenia nie biorąc pod uwagę skutków, albo tego ze nad tym czego chcemy trzeba pracować. Żaden związek nie rodzi sie idealny na pierwszej randce.

    ReplyDelete
  8. Bardzo dużo ciekawych artykułów na temat związków znajdziecie tutaj https://kobietamawplyw.pl/ Warto poczytać. Relacje między kobietą a mężczyzną wcale nie sa take proste. Dzieki eksperckim artykułom można łatwiej je zrozumieć.

    ReplyDelete