Saturday 22 October 2016

Bez zmian

...czyli wciaz jestem w Brexitolandzie. Mimo tej brexitowej atmosfery, wciaz zyje mi sie tu dobrze.
To fakt, nigdy nie jest za pozno, zeby wrocic do Polski, wszystko zmienic, zaczac od nowa.
Ale czy warto? Czy naprawde tego chcemy? Gdybym wrocila, za prace ktora wykonuje tutaj dostawalabym ... 4-5 razy mniej. To fakt, koszty zycia w Polsce sa nizsze, ale czy az o tak duzo nizsze? No niestety nie...
Wiec zmian nie planujemy. Zyjemy ostatnio troche z dnia na dzien i czekamy na to co przyniesie przyszlosc.
Poki co jest ok, "-ish".
Kocham swoja prace, ogromnie. W pracy nikt w zaden sposob nie daje mi do zrozumienia, ze nie jestem jedna z nich. Wciaz sie ucze, mam mase szkolen, duzo juz umiem, a mimo to kazdy dzien przynosi cos nowego.
W przyszlym tygodniu dzieciaki maja wolne w szkole. Planujemy wypad do Londynu na kilka dni. Znowu. Byismy pare miesiecy temu i dzieciakom ogromnie sie podobalo. Chcemy znowu odwiedziec Legoland w Windsorze i mase innych atrakcji w Londynie.
Teraz poczytam co u Was :)

Saturday 15 October 2016

Czy nadal "kocham" Anglie???


Pracujecie w NHS badz marzy Wam sie praca w NHS??? Dolaczcie do nowej facebookowej grupy!!!





Czy ja kocham Anglie? ...Czy kiedykolwiek kochalam, czy tylko zyje tutaj, bo tak latwiej, wygodniej, bo nie mam finansowych problemow, bo moge sobie pozwolic na wakacje zagraniczne, bo mam wszystko, czego mi i mojej rodzinie potrzeba?
Nie kocham Anglii i nigdy nie kochalam, ale po prostu jest mi tu dobrze i wygodnie. To zanczy BYLO...
Do czasu akcji z Faragem, referendum przeciwko Unii Europejskiej, przeciwko imigrantom, a przede wszystkim do Brexitu...
Teraz mam wrazenie, ze nasze zycie tutaj to jakis niesmieszny zart. 
Przeszlam juz taki kryzys, ze bliska bylam spakowania walizek i powrotu do Polski. 
NO ale niby jak mialabym to zrobic? Zabrac dzieci ze szkoly? Odejsc z pracy? Sprzedac dom, ktory nadal jest na kredycie? Po ponad 11 latach rzucic wszystko, co siagnelismy i zaczynac od nowa?
Przeciez to idiotyczne...
NO wiec tak tkwimy w tym brexitolandzie, i niby nam tu dobrze i latwiej, a jednak jednoczesnie zle i nijak...:/

Niedawno dostalam taki komantarz pod jednym z poprzednich postow:
A ja mieszkam i pracuję w PL lecz szczęśliwy z tego powodu nie jestem, o nie! Dlaczego? Praca podobno dobra, za to zarobki marne, pieniędzy tyle że ledwie wystarcza na bieżące wydatki - nigdy nie będzie mnie stać aby zbudować sobie czy kupić dom (za to Wy, emigranci, jakoś to potraficie, prawda?); trudno znaleźć inną, lepszą pracę - wszędzie nepotyzm i kumoterstwo, nawet w firmach prywatnych (tak, tak!); wyścig szczurów już od przedszkola, w związku z tym plaga kosztownych "zajęć dodatkowych"; dziecko chodzi do głupiej, polskiej szkoły, gdzie jest dużo zadań domowych nałożonych na barki rodziców i "wiedzy" która będzie zbędna w dorosłym życiu; nigdy też nie nauczy się języka angielskiego w takim stopniu jak dzieci polskich imigrantów w UK; życie w kraju peryferyjnym, który w Europie i świecie nie liczy się wcale, nawet nowinki techniczne przychodzą tu z opóźnieniem, za to zawsze są dużo droższe niż na Zachodzie, a wielu rzeczy po prostu nie ma wcale i trzeba je sobie kupić np. na amazon.co.uk; brak uprzejmości w kontaktach międzyludzkich (patrz: kierowcy wobec siebie nawzajem), wszechobecny brak profesjonalizmu w relacjach klient-sprzedawca czy petent-urzędnik; przyzwolenie społeczne dla łamania prawa. Plusy: podobno spadła przestępczość, brak terroryzmu; podobno jedzenie lepsze niż na Zachodzie (bzdura; to opinia emigrantów na wakacjach w ojczyźnie); Generalnie - życie w PL dla większości jej obywateli to katorga.
Ja od dziecka kochałem Anglię, czytałem o niej książki, marzyłem że kiedyś do niej wyjadę, uczyłem się pięknego języka angielskiego - i co z tego wyszło? Siedzę w PL, pracuję i marnie w niej wegetuję.


I wtedy, wiedzac, ze sa wsrod Polakow i tacy, wiem, ze nie che tam wracac, bo takiego zycia tez nie chce...
I juz sama nie wiem czego chce. Wiem, ze teraz nie jest dobrze.




Sunday 25 September 2016

.


Takie to piekne i prawdziwe, ze musialam sie podzielic...

Image result for if you are still waiting for someone who will change your life look in

Sunday 11 September 2016

Nie umiem sie zebrac....

Lato minelo szybko, zbyt szybko, ale za to pieknie i intensywnie.
Tydzien spedzilismy na Majorce na rodzinnych wakacjach, bylo cudnie, a jakze by inaczej.
Gorace plaze, ciepla woda, pyyyszne jedzenie, dzieci przeszczesliwe.
Pozniej niemal 3 tygodnie bylismy w Polsce, poodwiedzalismy rodzine, udalo nam sie nawet bez dzieci wyrwac na tydzien nad polskie morze. Aaaach, to jest to! Tydzien relaksu bez dzieci! 
Podobalo mi sie ogrromnie! Ba, chyba bylo nawet lepiej niz na Majorce, byc moze dlatego, ze poczulam sie tak, jak przed laty, kiedy jeszcze nie mielismy dzieci, bylismy beztroscy i myslelismy tylko i wylacznie o sobie, spalismy dluzej niz do siodmej(!!!), wylegiwalismy sie na plazy, pilismy wino o polnocy na plazy... Ot takie zycie na luzie.
W Polsce bylo wspaniale, pod kazdym wzgledem. Nigdy do tej pory nei bylo mi az tak ciezko wracac. Ryczalam jak bobr. Dzieci tez. 
Ryczalam, ze glupia Anglia, ze brexit, ze to nie nasze miejsce, ze wszystkich bliskich mamy tam , w Polsce...
Mimo to wrocilismy, ja - z rozdartym sercem. 

Pierwszy dzien w pracy na nowo otworzyl mi oczy. 
Kocham swoja prace, 
kocham stabilnosc jaka ona mi daje, 
nie moge tego zostawic, 
zbyt dlugo o to wszystko walczylam. 
Wciaz peka mi serce ze musimy tak zyc, ze musimy tutaj zyc, ze jestesmy emigrantami, ze nie mamy swojego ukochanego miejsca na ziemi, bo w sumie wszedzie czujemy sie ... nie u siebie.
Bosz.... czy tylko ja tak mam? Czy ja juz zawsze bede tak miec??? :(


Sunday 7 August 2016

jestem

Tyyyle czasu mnie nie bylo , ze szok.
A dzieje sie u mnie odwrotnie proporcjonalnie do mojej aktywnosci na blogu.
Momentami zycie wywraca mi sie do gory nogami i sama nie wierze, ze to moje zycie.
Ale jakos sie trzymam.
Kiedy sie zbiore, napisze wiecej.

Thursday 30 June 2016

...A zycie toczy sie dalej swym torem...

A jednak wyjda. Nie chca juz byc czescia Unii Europejskiej.
Niby wiekszosc glosowala za wyjsciem, a jednak u mnie w szpitalu wielkie poruszenie, szok, niedowierzanie, strach, niepewnosc, obawy.
Zatem kto glosowal za wyjsciem jesli oni wszyscy sa w szoku? I wszyscy sie boja?
W telewizji mieszane uczucia, jedni sie ciesza, inni protestuja, nikt nie wie, co bedzie dalej.
Oni nawet planu zadnego nie mieli. I nadal nie maja.
Wiec jak oni glosowali? Za czym glosowali? Przeciwko komu/ czemu glosowali jesli teraz nie wiedza co bedzie dalej i nie wiedza czego chca?
Mi emocje juz opadly.  Przeciez ja nadal bede w Unii hihi :)))

Od dobrych 6 tygodni jestem w nowej pracy. Jstem mega zadowolona, choc odpowiedzialnosc mam duzo wieksza niz do tej pory. Spotykam bardzo chorych ludzi, wielokrotnie podemuje bardzo wazne i odpowiedzialne decyzje. Ale lubie takie wyzwania.
Mam tez inne korzysci z pracy. Nie robie wiecej nocek, mam dluzsze dniowki, ale za to wiecej wolnych dni :)))
Szybko przyzwyczailam sie do wiekszej ilosci wolnego czasu i juz go w pelni zagosopodarowalam.
Duzo sie u nas w pracy mowi o brexicie. Ale nic sie jeszcze nie zmienilo.
Czy sie zmieni?

Czy oni wogole odwaza sie na ten ostateczny krok i wyjda z Unii???
Dla mnie to jest wielka niewiadoma.
Za kilka tygodni jedziemy na wakacje pod palmy, nie moge sie doczekac. Mam nadzieje, ze to cale zamieszanie nie wplynie znaczaco na ceny waluty.

Monday 20 June 2016

Oszczedzanie - Jak nauczyc dziecko szanowac pieniadz?

Od zawsze jestem oszczedna, podobnie jak moj maz. Pieniadze nigdy nie palily nam sie w rekach, W 90% sytuacji kilka razy "obracamy pieniadz w reku" zanim go wydamy.
Jest tez te 10% spontanicznych i nieprzemyslanych wydatkow, glownie z mojej strony.
Chcemy aby nasze dzieci rowniez mialy szacunek do pieniadza, znaly jego wartosc i potrafily rozsadnie dysponowac pieniedzmi w przyszlosci.
Nasze dzieci maja po dwa konta oszczednosciowe. Po jednym w Anglii, na ktore co miesiac splywa niewielki przelew pieniezny, nie sa to wielkie sumy, ale kiedy dzieci beda pelnoletnie, uzbiera sie niezla sumka.
Maja tez konta w Polsce, na ktore wplacamy pieniadze, ktore dzieci dostaly na chrzest, urodziny czy inne okazje od rodziny. Tak, nie wydajemy ich.
Wiem, ze sa osoby, ktore od razu wydaja te pieniadze na mate edukacyjna, na wozek, na rowerek...
My wplacilismy je na konto, bo dlaczego mamy kupowac wozek za pieniadze, ktore dostalo dziecko, skoro stac nas z wlasnych pieniedzy kupic wozek i wszystko inne?
Wolimy, zeby dzieci mialy kiedys na studia, na mieszkanie, dom, na lepszy start w dorosle zycie.

Ponadto mamy swinki skarbonki, gdzie chlopaki zbieraja swoje grosiki.



Ostatnio tak sie zlozylo, ze w tym samym dniu nasze chlopaki stracily mlecznego zabka. No i przyszla w nocy zebowa wrozka i przyniosla zlote monety.
Jeden z naszych chlopakow chlopakow kazda monete od razu wrzuca do swinki  i cieszy sie, ze swinka jest coraz ciezsza. 
Drugi od razu mysli na co wydac pieniadze, nie potrafi i nie chce oszczedzac, chce cos kupic TERAZ i koniec.
I jak tu wpoic dzieciom jakiekolwiek zasady oszczedzania? Czy to wogole ma jakikolwiek sens?
Bo z mojego pukntu widzenia czlowiek albo jest oszczedny, albo nie. I zadne przyklady i tlumaczenia i nauki niczego nie zmienia.
Oboje z mezem mamy mega rozrzutne rodzenstwo, rodzice tez nigdy nam nie wpajali potrzeby oszczedzania. A mimo to od zawsze mamy szacunek do pieniadza i chyba nic tego nie zmieni. 

A jak to jest u Was? u Waszych dzieci? Oszczedzacie? Uczycie oszczedzania?



Friday 10 June 2016

Wyjda czy nie wyjda???

Od kilku miesiecy media brytyjskie bombarduja nas nieuchronnie zbizajacym sie referendum. Wyjsc czy nie wyjsc z Unii Eurpejskiej? Oto jest pytanie.
Kazdego dnia zadreczaja nas debatami w TV, informacjami w wiadomosciach, gdzie sie czlowiek nie obejzy, tam "Brexit". Dzizys Krajst...
Ilez mozna sluchac i ogladac  o tym samym?
Jeszcze niedawno z kazdej strony bombardowano nas Nigelem Faragem a teraz znowu Unia Europejska to samo zlo, znowu emigranci, znowu problemy.
Czy to sie kiedys skonczy , czy zawsze beda sie nas czepiac?
Jest mi tutaj w UK naprawde dobrze, ulozylismy sobie zycie, ale takie rzeczy naprawde sprawiaja, ze rece mi opadaja.


Z jednej strony rozumiem , ze niekontrolowany przeplyw ludnosci stal sie prawdziwym problemem. W koncu UK to mala przeludniona wyspa, na ktora wciaz pcha sie wiecej i wiecej ludzi żądnych swiadczen socjalnych badz wysokich zarobkow.
Ale czy wyjscie z Unii to oby na pewno najlepsze rozwiazanie?
Czy ciecia benefitow nie przynioslyby lepszych rezultatow?
Dlaczego ludzie przyjezdzaja, bo uwazaja, ze naleza im sie pieniadze i mieszkania/domy bez zadnego wysilku?  Ale skoro tak jest, to dlaczego nie mieliby z takiej okazji skorzystac???

Nie wiem co z tego wszystkiego wyniknie. Nie wiem jaki bedzie wynik i jego konsekwencje, bo poki co mam wrazenie, ze zwolennikow wyjscia z Unii jest tyle samo, ilu fanow pozostania w Unii.

A co WY myslicie na ten temat???

Monday 30 May 2016

Tak jak lubie... i nie tylko

Jest pieknie i slonecznie.
Odkad zaczelam nowa prace, pracuje po 12 godzin dziennie, ale dzieki temu mam duzo wiecej wolnych dni.I to luuuubie.
Mam czas dla dzieci, dla rodziny, dla siebie, dla ogrodu, mam wreszcie swoje zycie spowrotem :)
Jezdzimy, zwiedzamy, wypoczywamy, bawimy sie.
Weekend spedzilismy nad morzem. Bylo pieknie, na obiad fish and chips, po angielsku a co, na kolacje chineese,  dluuugie spacery po plazy, wszechobecne lody, wieczorem, kiedy dzieci juz spaly, zimne piwko w hotelu. Troche nawet wypoczelam, a to narczej sie nie zdarza :P





Zycie zawodowe uklada mi sie swietnie, nie moge narzekac. 
Ale nigdy nie jest idealnie... Jak w pracy dobrze, to w domu zle... Nasz maly autysta strrrasznie nam daje popalic. Ma czasem takie fazy gluuupich zachowan, ze az wstyd z nim gdziekolwiek wyjsc. Czesto zadajemy sobie pytanie "dlaczego my?" 
Ciezko opanowac dziecko, ktoremu nic nie mozna wytlumaczyc, ktore nie rozumie, badz nie chce rozumiec, ktore wiecznie chce postawic na swoim, nawet w sytuacjach mega absurdalnych wymagan i problemow. 
Nasz autysta nawet nie chce sie bawic zabawkami, woli kamienie, ziemie, bloto, jego zabawy zawsze sa mega brudne, gdziekolwiek idziemy , wraca do domu brudny jak swinka. W dodatku zaaawsze bawi sie jedzeniem, brudzi sie od czubka glowy az do skarpetek, masakra. Myslalam, ze to mu kiedys minie, ale nie mija, wrecz sie nasila.


Sa wiec mega brudne zabawy, zabawy jedzeniem, absurdalne wymagania, krzyki, robienie na zlosc, nadpobudliwosc... Czasem mamy tak dosc, ze nie wiem ile jeszcze wytrzymamy. Czy wogole mozna zniesc jeszcze wiecej? Ile???
Odcinamy sie od ludzi, od rodziny, od znajomych, od swiata. 
Zamykamy sie w swoim wlasnym swiecie, no bo z takim dzieckiem to nie wypada do ludzi wyjsc,  nie wypada nikogo zaprosic, bo wstyd. 
Z drugiej strony brakuje mi osoby, z ktora moglabym szczerze pogadac, brakuje mi kolezanki, bratniej duszy, i takie oto bledne kolo.
Sama siebie niszcze, nie potrafie wyjsc z tego kola, juz nawet nie wiem jak... 


Thursday 19 May 2016

Jak zawsze w biegu

W poniedzialek zaczynam nowa prace, czekaja mnie kolejne szkolenia, treningi, kursy... Stresuje sie i ekscytuje jednoczesnie. Ale tego chcialam i chce nadal.
Wreszcie bede miec wiecej czasu dla siebie, dla rodziny, dla domu. Zamiast 5 dni w pracy, bede robic 3 dluuugie dniowki. Godzinowo wyjde tak samo, finansowo lepiej i zyskam dwa dni wolne w tygodniu :)
Kocham swoja prace, kocham mozliwosci rozwoju jakie mi ona daje, ba, wlasnie je wykorzystalam :)
Postanowilam wciaz pracowac kilka dni na stanowisku, ktore opuszczam pod koniec tygodnia, aby zachowac umiejetnosci, ktore zdobywalam przez ostatnie lata.
Wkoncu bede pracowac tylko 3 dni w tygodniu wiec od czasu do czasu moge wziac dodatkowa dniowke.


        



A co zrobie z reszta wolnego czasu???
Wreszcie odzyje, posiedze w ogrodzie, bede sadzic kwiaty i dogladac swoich warzyw, wreszcie wybiore sie na babskie zakupy, na ktore nigdy przenigdy nie mam czasu ani checi.
Wreszcie bedziemy wiecej zwiedzac z dziecmi, juz planujemy kolejny weekend w Londynie, tym razem mamy w planie Thorpe Park i kilka muzeow. Bedziemy czesciej chodzic na basen, poznawac nowe miejsca, wracac do starych miejsc, piec, gotowac, relaksowac sie razem...cieszyc sie soba.

Wracajac do mojej szafy, planuje podjac wyzwanie zminimalizowania jej zawartosci do takich ubran, w ktorych czuje sie dobrze, wygladam dobrze i z ktorych mozna stworzyc ciekawe zestawy.
Poki co przymierzam sie do tego zadania.
Pomocne okazaly sie posty z tych wspanialych blogow:

Pani swojego czasu

Kameralna.com

http://kameralna.com.pl/podsumowanie-wyzwania-slow-fashion/

Zajrzyjcie koniecznie na wszystkie 3 linki, sa mega pomocne i ponadczasowe, jesli chcecie zmienic cos w swojej szafie/garderobie, ale, taj jak ja, nie wiecie jak.

Ja zmiany zaczelam od szaf dzieci, wyrzucilam z ich szaf wszystko, przejrzalam, posegregowalam, co trzeba, odlozylam, wyrzucilam. Wysprzatalam i zrobilam liste rzeczy, ktore musze kupic na najblizsze miesiace. Jestem zadowolona z efektu.
Teraz kolej na moj dobytek... ;)


Friday 6 May 2016

Nowa szafa

Kupilismy nowa szafe.
Kolejna z serii IKEA PAX.
Mamy juz dwie z tej serii, w sypialniach dzieciakow. U nas w pokoju mielismy ogromna szafe po poprzednich wlascicielach domu, ktora byla bardzo niepraktyczna.
Wiec rozlozylismy ja na czesci pierwsze i sprzedalismy na Ebay'u.
Nowa szafa jest ogromna. 4- drzwiowa, Od podlogi do sufitu.
3 dni zajelo nam skladanie jej ze srubek, wkretek, desek, rurek.
I stanela.
Jest mega.
Jest taka jaka chcialam, ma dwa wielkie lustra, od podlogi do sufitu, ma polki, szufladki, koszyki, czesc na wieszaki.
Jest wszystko czego mi/nam potrzeba.
Tylko ubrania w tej szafie wolaja o pomste d nieba.
Sa moje uniformy z pracy, jest kilkanascie sukienek letnich, ktorych praktycznie nie nosze, bo lata naogol uswiadczam tylko na zagranicznych wakacjach,
sa jakies stare portki, ktorych nie nosze, ale "jeszcze moga byc", wiec SA,
sa koszulki letnie, ktore zalozylam pare razy i juz mi sie nie podobaja, ale sa bo bo jak tu wyrzucic jesli nawet nie zniszczone,
sa jakiej przestarzale rzeczy, z ktorymi wiaze maaase wspomnien sprzed lat,
sa ubrania eleganckie typu zakiety i spodnie na kant, ktorych nie nosze, no bo niby kiedy,
sa jakies kiecki drogie, wyjsciowe, ktore mialam na sobie raz i wiecej nie zaloze, bo nie wypada dwa razy w takiej samej kiecce,
sa stroje po domu, cala masa strojow po domu, dresy, dresiory, dresiska...
NO masakra jednym slowem, MASAKRA.
Po co mi taka zajefajna szafa, skoro jej zawartosc jest tak rozpaczliwie porazajaca?
Z drugiej strony nie mam ochoty nawet chodzic po sklepach w celu nabycia mniej rozpaczliwej garderoby, bo moje zycie ogranicza sie do pracy w uniformie i zycia domowego w dresie...
Nie udzielam sie towazysko, bynajmniej nie na tyle, by nie miec co na siebie wlozyc.
Ba, chocbym nie wiem co miala w tej mega szafie, to i tak przed kazdym mini czy maxi wyjsciem wyje przy tej szafie jak wilk do ksiezyca, ze nie mam co na siebie wlozyc.
I badz tu madry czlowieku :/



Monday 2 May 2016

Minal rok

Dokladnie rok remu zlozylismy oferte na nasz dom w Anglii. Nasz wlasny pierwszy dom w UK.
Dlugo go szukalismy, przeszlismy wiele rozczarowan, bo w sumie zaden z wczesniej obejrzanych domow nam sie nie podobal.
Bylo wlasciwie kilka domow , ktore nas zachwycily kiedy tylko zobaczylismy zdjecia na internecie, ale zanim udalo nam sie wyjsc na ogladanie, byly juz sprzedane... :/
Inne wygladaly ladnie na zdjeciach, ale w rzecyzwistosci okazywaly sie mega rozczarowaniem... Malutkie, ciasne klitki bez potencjalu...
I wtedy pojawil sie ON. Ten dom. Poczatkowo nawet mi sie nie podobal, z zewnatrz byl/jest wrecz brzydki, w dodatku byl na szczycie naszych mozliwosci cenowych. Ale lokalizacja byla ok, mial tyle pokoi ile chcielismy, mial duzy podjazd, garaz, ogrodek...
Wiec postanowilismy zobaczyc. W momencie kiedy weszlismy do srodka, ujela nas otwarta przestrzen, wyjrzelismy na piekny, mega prywatny ogrodek, zobaczylismy w tym domu mega potencjal i zakochalimsy sie od razu, bez pamieci.
Wiedzielismy, ze dom nie dosc ,  ze nie jest tani, to jeszcze wymaga duzo pracy. Ale decyzja juz byla podjeta. To jest TEN DOM. TEN i zaden inny.



Pol roku poswiecilismy na totalny remont domu, warto bylo. Jest teraz taki, jaki zawsze chcialam. Wciaz pracujemy nad drobnymi wykonczeniami, nad drobiazgami, ale teraz to ju sama przyjemnosc. 
Najciezsze, wrecz budowlane prace mamy za soba. Bylo kafelkowanie, panelowanie, kladzenie gladzi, dlugasne tygodnie malowania i tapetowania. 
Bylo wybieranie mebli, skrecanie mebli, przykrecanie zaluzji, karniszy, zyrandoli, wieszanie obrazkow, zdjec, wybieranie dodatkow, dekoracji... A teraz cieszymy sie efektem.
Ja ciesze sie kazdego dnia :) Mam to, na co czekalam odkad moja noga stanela w tym kraju. Mam swoj dom.


I nie planuje juz wiecej zmian, ani przeprowadzek. Za duzo ich bylo w naszym zyciu, zbyl wiele lat tulalismy sie na wynajmowanych mieszkaniach i siedzielismy na walizach.
Koniec z tym.
W tym roku pracuje nad ogrodkiem. Chce miec rabatke z kwiatami, wlasciwie juz ja mam, maly warzywniak (warzywka kielkuja mi na parapecie i czekaja na lepsza pogode), skalniak, pnacza, roze, krzewy... Chce i bede miec. Bo daje z siebie wszystko co moge, by to osiagnac. 

Tuesday 26 April 2016

W dolku. Gdzie moje zycie? gdzie JA???

Coraz czesciej lapie sie na tym, ze nie zyje dla siebie, tylko dla innych. Zyje dla swojej rodziny, dla kariery, dla przyszlosci, dla jakichs gornolotnych wizji...
Nie mam juz zupelnie czasu dla siebie, na swoje przyjemnosci, na leniuchowanie, na nicnierobienie, na relaks, na pasje, na sport, na nic nie mam czasu.
Chyba przesadzam, mam czas na zabawe w ogrodnika, na sadzenie nowych kwiatow w moim ogrodku.
MImo to, jestem wymeczona pod kazdym wzgledem i wszystko robie w biegu.

Praca pochlania mnie bez reszty. Niedlugo zaczynam nowa prace, gdzie warunki bede miec duzo korzystniejsze, wiec to jakos utrzymuje mnie w pionie. Z drugiej strony mam stresa, czy podolam? Nowe obowiazki, masa nowych umiejetnosci do ogarniecia, wieksza odpowiedzialnosc.. Musze dac rade, nie mam wyboru.

Kiedy jestem w domu, tone w wyrzutach sumienia, ze za malo czasu spedzam z dziecmi, za rzadko wychodzimy, jezdzimy, uczymy sie, bawimy, czytamy, ukladamy z klockow. I nadrabiam zaleglosci, odkupuje stracony czas.
Mam jeszcze meza, dom, sprzatanie, gotowanie... wiecznie COS. Doba jest dla mnie zawsze za krotka.
Co to jest nuda? Lenistwo? Nicnierobienie??? Nie mam pojecia...
Do tego wszystkiego doszedl nam kolejny problem... Mamy neighbours from hell, doslownie... Tak nam daja popalic , ze wysiadam poprostu. A mimo to musze isc do przodu... Wiec ide... na czworaka.
Ale dlaczego zawsze mam pod gore? :/



Sunday 24 April 2016

Zwiedzamy z dziecmi

Wypadlo na Londyn. Fanka Londynu nie jestem i nigdy nie bylam. Nie lubie tego mega pospiechu, halasu, ruchu, wszechobecnych placow budowy. Ale atrakcje, zabytki i parki Londynu lubie bardzo. 
Kilka dni w Londynie to za malo. Zapewne jeszcze wrocimy. 



Widok z London Eye:


Taki uroczy widoczek...


Widok z London Eye:


W Legolandzie w Windsorze:  http://www.legoland.co.uk/



Dzieci mega zadowolone, wyszalaly sie, wyjedzily na wszelakich kolejkach, lodkach. Mi najbardziej podobaly sie miniaturowe budowle z Lego. Ale tlumy ludzi mega zniechecily...


W Chessington Park:


Chessington Park Urzekl nas wszystkich. Masa akrakcji dla dzieci i doroslych. Miedzy innymi Safari Park. Gdyby nie te masy ludzi, byloby idealnie.

Mielismy w planie jeszcz einne miejsca, braklo nam czasu. Dzieciom podobalo sie bardzo. A wiecie co najbardziej? Dwie noce spedzone w hotelu :)



Friday 15 April 2016

Maly update


Dlugo nie pisalam. Zycie pochlania mnie niesamowicie. Jak zawsze zreszta.
Odkad za oknem zaczelo sie zielenic, duzo czasu spedzam na pracach w ogrodzie. 
Wymachuje lopata, przekopalam miejsce na ogrodek warzywny, wykopalismy stare krzewy, korzenie, chwasty, kupilismy nowa ziemie do ogrodu, kupilam ziola i kwiaty.
Wysialismy z dziecmi ziarenka warzyw. Poki co kielkuja na parapecie, za kilka tygodni przesadzimy je do ogrodka. Mamy slonecznik, buraczki, cukinie, fasolke, bedzie jeszcze dynia i co tam sobie dzieci wybiora. Oni maja z tego roznie duzo radosci, co ja. Uuuuuwielbiam miec ogrodek!!! :)))
Uwielbiam grzebac sie w ziemi, kosic trawe, przycinac krzewy, sadzic kwiatki... i patrzec jak to wszystko rosnie i cieszy oczy i serce :)

Nie pisalam Wam jeszcze o tym , jak zlapalam Pana Boga za nogi.
Oooj tak, zlapalam.
Dostalam nowa prace.
Pokonalam niemala konkurencje i osiagnelam wreszcie swoj cel.
Teraz mam taka prace, w ktorej spokojnie moge sie zestarzec, w ktorej nigdy sie nie wypale i z ktorej zawsze bede dumna.
Ba, mega dumna jestem ze swojej obecnej pracy, jednak poki co pracuje na przerozne zmiany, ktore na dluzsza mete nie wychodza mi na zdrowie, no bo kto to widzial , zeby raz isc do pracy na 7 rano, nastepnego dnia na popoludniu a pozniej na nocke... ? Gdyby nie ta roznordnosc zmian , bylabym mega zadowolona, jednak roznorodnosc zaczela mnie wykanczac. I stad te zmiany.
Wciaz bede w szpitalu w NHS, wciaz bede mniec stycznosc z pacjentami kazdego dnia, wciaz bede blisko wspolpracowac z lekarzami. Teraz czeka mnie duzo wiecej odpowiedzialnosci, ale i duzo lepsze warunki pracy i lepsza placa. Musze ogarnac mase nowych informacji, duzo sie nauczyc. Ale warto , wiec ogromnie sie ciesze.


A co myslicie o poniedzialkach??? 
Bo ja bardzo je lubie , z oczywistego powodu :))) Uwielbiam swoja prace :)))


Monday 28 March 2016

Co jest dla Was wazne?

Co jest dla Was wazne? Najwazniejsze?
Dla mnie zdrowie.
Od zawsze zdrowie stawialam na pierwszym miejscu, bo bez niego nic nie cieszy.
Niemal rownie wazna jest dla mnie milosc, dzieci, rodzina...
...ale nic nie zastapi zdrowia.
Nie kazdy docenia swoje zdrowie, nie kazdy o nie dba.
Naogol doceniamy je dopiero wtedy, kiedy je tracimy.
Najdoskonalej widze to w pracy, w szpitalu.

Niedawno przyjechala do nas mloda dziewczyna w wieku 23 lat, po wypadku samochodowym. Tomografia komputerowa wykazala u niej powazne zlamanie kregoslupa w dwoch miejscach. Doktor skierowal ja na rezonans magnetyczny, aby lepiej ocenic uszkodzenia rdzenia kregowego.
Dziewczyna musiala miec zdjeta wszelka bizuterie, przed skanem, na co zaczela szalenie panikowac, ze jesli wyjma jej piercing z nosa, to nie da rady wlozyc go spowrotem.
Na co lekarz skomentowal:
"Hej, kochanie, jestes po wypadku samochodowym, twoj kregoslup jest zlamany w dwoch miejscach, grozi ci paraliz, a ty martwisz sie kolczykiem w nosie?"
Myslicie, ze pomoglo? Nieeee.... Nadal stawiala opor.

Inna dziewczyna w podobnym wieku, rowniez po wypadku samochodowym. Polamane nogi, rozbita glowa, wszedzie krew. Wiecie co ja przerazilo i doprowadzilo do lez? Kiedy przetarla reka po policzku i uswiadomila sobie, ze tusz do rzes jej sie rozmazal.

No masakra jakas. Czy to znaczy, ze sa osoby , dla ktorych makijaz i kolczyk w nosie sa najwazniejsze???


Przeraza mnie to. Przeraza mnie tez sztucznosc naszych czasow. To, ze malo ktora mloda dziewczyna wyglada naturalnie, normalnie. TU wrzucam Wam zdjecie z FB nastoletniej corki mojego znajomego Anglika, tak, NASTOLETNIEJ:

   


A tutaj ta sama dziewczyna w wersji normalnej. Pytanie mam tylko jedno: Dlaczego???


A moze to ja jestem jakas nienormalna, staroswiecka? Moze dlatego tak mam, ze sama nie bardzo przywiazuje wage do wygladu? Bo nie przyklejam sobie rzes ani paznokci? Bo nie farbuje wlosow, nie umiem uzywac kredki do oczu, a tuszu do rzes uzywam tylko przy mega okazjach?
Czasem troche mi szkoda, ze nie przywiazuje wiekszej wagi do wygladu, ze mi sie nie chce, ze nie mam czasu na takie blahe sprawy. 
Z drugiej strony nie sadze, bym dzieki makijazowi, tlenionym wlosom czy solarium mogla wiecej w zyciu osiagnac, podbic swiat. Wszystko co mam , osiagnelam z wygladem szarej myszki, a mimo to jestem zadowolona z tego co mam.

A jak Wy uwazacie? Czy wygladem mozna podbijac swiat? Osiagnac sukces? Zdobyc milosc? Szczescie?
Czy wystarczy zdrowie, ambicje i wytrwalosc w dazeniu do celu?


I jeszcze moja perelka z czasow szkolnych:

Thursday 17 March 2016

Emigracja - czy warto?

A jakby to bylo gdybysmy wrocili?
Gdybysmy zostali w Polsce?
Gdybysmy nigdy nie wyemigrowali???
Welokrotnie zadaje sobie te pytania, mimo, iz jestem tu na obcej ziemi 11 lat. Dlaczego nazywam ta ziemie "obca" skoro jestem tu juz tak dlugo? Czy ta ziemia zawsze bedzie obca? Chyba niestety tak...
Wic jakby to bylo gdybysmy byli w Polsce?
Zapewne jakos by bylo, no bo nigdy jeszcze nie bylo tak, zeby jakos nie bylo, ale jak???
Zapewne tez jakos bysmy sie odnalezli w Polsce i z czasem ulozyli sobie zycie na jakims w miare satysfakcjonyjacym poziomie.
Zapewne oboje mielibysmy jakas prace, mielibysmy swoje mieszkanie, a moze i z czasem dom i mega kredyt.
Zapewne mielibysmy pomoc rodzicow, pomoc finansowa, moze jakas niewielka pomoc przy dzieciach, mielibysmy z rodzicami bardziej zazyle stosunki, czesciej bysmy sie widywali, organizowalibysmy przyjecia urodzinowe dla rodziny, odwiedzalibysmy rodzine w swieta...
Tutaj najczesciej jestesmy sami, i tej pustki nic nie wypelni.

Z drugiej strony pobyt tutaj pozwolil nam duzo osiagnac. Tutaj w wieku niemal trzydziestu lat, majac dwoje dzieci,  poszlam na studia i ukonczylam je, czego jakos nie wyobrazam sobie w Polsce.
W Polsce zapewne bylabym za stara na tego typu studia dzienne. Tymczasem tutaj przedzial wiekowy studentow na studiach dziennych to od 19 lat do niemal 60 lat. Masa moich znajomych studentow byla w wieku 40-50-paru lat! Koncza studia, dostaja prace, w dalszym ciagu sie rozwijaja, awansuja...
Tutaj nasze chore dziecko ma mega wsparcie i doskonala bezplatna opieke medyczna. W Polsce nigdy bysmy tego nie mieli. Za wszystko musielibysmy slono placic. Wiec zapewne nigdy nie zdecydowalibysmy sie na drugie dziecko. Sytuacja finansowa by nam na to raczej nie pozwolila.
Zapewne nie moglibysmy sobie tez pozwolic na coroczne wakacje pod palmami, na wyjscia do restauracji, na konta oszczednosciowe dla dzieci, na ogolnie pojete oszczedzanie.

Kiedy jezdze do Polski odwiedzic rodzine, zawsze poraza mnie ten polityczny belkot i klamstwa jakimi polska telewizja karmi polskie spoleczenstwo. Nie wiem czy potrafilabym sie tam teraz odnalezc. Zapewne z czasem tak..
Ale juz nie chce. Tu jest mi latwiej, wygodniej.

Choc musze przyznac, ze nie zawsze tak bylo.
Bywaly takie lata, kiedy mialam wszystkiego powyzej uszu:
dosc wynajmowania,
kolejnych przeprowadzek,
dosc zycia na walizkach,
wielkiej niewiadomej,
niepewnosci,
ciasnych mieszkan,
plesni na scianach,
chleba tostowego,
pana Farage'a,
Arabow,
paracetamolu dobrego na kazda chorobe,
sztucznego usmiechu przyklejonego do kazdej falszywej twarzy,
dwoch kranow przy umywalce i wannie,
wiecznie deszczowej pogody...

 Czego zmienic nie moge, zaakceptowalam.
Co moglam zmienic, zmienilam badz nadal zmieniam.

A WY???





Friday 4 March 2016

Czy Wy tez tak macie???

Wiecie, ze jestem na Angielskiej ziemi juz niemal 11 lat?

I coraz czesciej uswiadamiam sobie, iz gleboko zakorzenilam sie w tutejszy styl zycia.
- Kiedy napotykam sie w pracy na polskiego pacjenta, ciezej mi sie z nim porozumiec niz z Anglikiem!
- Do wszystkich znajomych i nieznajomych mowie "how are you?" i "all right?"
- Jadam english breakfast czesciej niz sniadanie w polskim stylu,
- Nie moglabym sie obejsc bez tostow/tostera,
- Nie wyobrazam sobie zycia bez mikrofali,
- Miedzy 12 a 2 zjadam lunch, a poznym poludniem: "tea", czyli obiad
- cenie sobie przerwe w pracy na "brew", czyli herbate z mlekiem i zamaczam w niej suchego herbatnika lub Oreo
- Jadam indyka w swieta Bozego Narodzenia
- Wreczam kartki swiateczne wszystkim znajomym w pracy, sasiadom, zamiast im po prostu zyczyc "wesolych swiat"
- spolszczam angielski i zangielszczam polski: lajkuje i bookuje, chodze na mitingi, pracuje na szifty, mam w pracy lajtowo, i takie tam...
-  Kiedy wstaje,  by wyjsc, zamwsze mowie: "right..."
-mowie "see you later", "see you in a bit" do osob, ktore na pewno zobacze za jakies 5 minut,
- Kazda wiadomosc tekstowa, maila, zakanczam "buziakami": xxx
- Kiedy kogos nie rozumiem, smieje sie, z nadzieja, ze ta osoba powiedziala cos zabawnego, i nie oczekuje odpowiedzi. Wiem, ze tak samo zachowuja sie osoby, ktore nie rozumieja mnie ;)

Do czego nigdy sie tutaj nie przyzwyczaje;
- Osobny kran z zimna i ciepla woda. W naszym domu w trakcie remontu wszystkie krany wymienilismy na tzw mixery, czyli normalne krany w polskim stylu ;)
- Frytki z octem i Marmite, a bleee...
-Lewostronny ruch. nadal miewam z tym problemy!
-sluzba zdrowia w UK. Taaaak, niestety! mimo, iz sama w tutejszej sluzbie zdrowia pracuje, uwazam, iz pozostawia ona wieeele do zyczenia... Nie podoba mi sie podejscie GP do pacjentow i wciskanie paracetamolu na wszelkie dolegliwosci, nie podoba mi sie czas oczekiwania na spotkanie z lekarzem secjalista, nie podoba mi sie to, ze tak trudno jest sie do jakiegokolwiek specjalisty dostac.

A jak to jest u Was???


Sunday 14 February 2016

wypalam sie i wracam

Ciekawa jestem czy ktos tu jeszcze zaglada? Bo ja tak. Nie tak czesto jak do tej pory, ale wciaz jestem. Dziekuje Wam za komentarze. Sa bardzo mile i trzymaj mnie przy tym miejscu.

Ciekawa jestem jak minely Wam Walentynki?

U nas bez szalu. Jak w starym malzenswie. Przy winie i czekoladkach. Czyli tak, jak lubie.
Wiecie, ze kiedys, wieki temu, w osmej klasie podstawowki, sama napisalam dla siebie kartke Walentynkowa, zeby wszyscy mysleli, ze mam adoratora? 
Kartke napisalam lewa reka zeby nikt nie rozpoznal mojego charakterystycznego pisma, po czym pochwialilam sie tym cudem przed cala klasa. Uwierzyli. 
Omg, to byly czasy. Alez bylam gluuupia. 

Teraz nie zalezy mi na kartkach, na kwiatach, na prezentach i czekoladkach.
Cenie sobie prawdziwa, milosc, szacunek , zrozumienie, zaufanie i tym podobne zalety posiadania drugiej polowki. 
I mam to, co chce miec :)


W moim zyciu przyszedl jakis dziwny zastoj, z ktorego wynikal moj dolek. 
To chyba fakt, ze wykonczylismy remont domu tak na mnie wplynal. Fakt, ze nagle usiadlam na tylku i uswiadomilam sobie, ze osiagnelam wymazony poziom satysfakcji, I co dalej???
Zawiesilam sie na pare dobrych tygodni. Zamarlam w jakiejs dziwnej prozni. 
Niby jest dobrze. Mam wszystko to, co zawsze chcialam miec. ALE... Ja zawsze chce wiecej, i wyznaczam sobie nowe cele, nowe zadania.
Tymczasem wpadlam w jakis dziwny stan i nie wiedzialam co dalej...
Ale wrocilam juz na wlasciwy tor. Mam mowe plany, nowe cele do osiagnieca. 
Mam cele zawodowe. 
Mam tez plany odnosnie domu, a raczej ogrodu. Wreszcie mam swoj ogrodek, taki o jakim zawsze marzylam. Od kilku tygodni wychodza mi spod ziemi kielkujace cebulki roznych kwiatow. 
Sa prawdziwym zaskoczeniem, po poprzednich wlascicielach. Wychodza w ogromnej ilosci, i niesamowicie mnie ciesza.
Planuje jeszcze posadzic sobie jakies ozdobne drzewka/ iglaki z przodu domu w donicach. Wciaz nie moge sie zdecydowac co dokladnie chce miec. 
Zastanawiam sie nad drzewkiem laurowym:


...palmami...


... i iglakami, ktore w okresie zimowym moglabym przyozdobic lampkami:


...I nie moge sie zdecydowac!!! Co radzicie???

donice rozwazam w takim stylu:

 

Do ogrodka z tylu domu musimy kupic jakis stol z krzeslami i lawke.
 Chce tez kupic piaskownice dla dzieciakow, a czesc ogrodka wygospodarowac na warzywa. 
Mamy tez taras, na ktory juz zakupilam solarne swiatelka o jakich zawsze marzylam:

 

I to sa moje plany na najblizszy czas. Zadbac o to, by nasz ogrodek byl taki, jaki zawsze chcialam.
I rozwinac skrzydla w pracy. Wywalczyc awans.  Co bedzie trudne.
Trudne, bo brak mi pewnosci siebie, i sily przebicia, i wiary w siebie. 
Wiaz jestem na takim etapie, ze patrze w lustro i zastanawiam sie, czy to naprawde ja? Czy to moje zycie? 
Jestem inna niz wszyscy, zawsze bylam i bede. A mimo to udaje mi sie osiagnac to , czego pragne i o co walcze. Jak to mozliwe?

Sunday 17 January 2016

Kolejne wypalenie..?

Wypalilam sie juz na tym blogu wiele razy. I zawsze wracalam.
Wypalam sie po raz kolejny.
Zycie podklada mi klody pod nogi, duzo rzeczy idzie nie tak jakbym chciala, a mimo to nie chce i nie moge o tym pisac.
Glownie dlatego, ze z jednej strony po ilosci wesc wydaje mi sie , ze blog jest popularny, ale nikt nic nie pisze/nie komentuje.
Wiec nawet nie wiem kto go czyta. I to mnie ogranicza.
Nie moge juz pisac o tym, co mnie gnebi, a nic innego nie jestem w stanie na sile z siebie wykrzesac.
Wciaz bede Was czytac, bo czytam od lat.
Mam swoje ulubione blogi i z nich nie zrezygnuje.
Ale moje wypociny bede musiala usunac, bo pisanie nie daje mi juz tej satysfakcji, jaka dawalo mi kiedys.
I tym smutnym akcentem koncze i ide na nocna zmiane.. Oooj bedzie sie dzis dzialo. Poprzedniej nocy mielismy mase ofiar wypadkow drogowych, mase polamanych na lodzie rak, nog , kregoslupow.
I co moze zrobic ta odrobina sniezku w Uk??? Nie do opisania...

Sunday 10 January 2016

...

Zbieram sie od dawna , by cos tu napisac , ale za nic nie potrafie sie zebrac.
Teraz , kiedy wreszcie sie zebalam, nie wiem o czym pisac.
Udalo nam sie do swiat wykonczyc dom, tak na ostatnia chwile, tuz przed odwiedzinami moich rodzicow.

Zatem bylo swiatecznie i nastrojowo. Byla choinka, stroiki, sernik, pierniczki, sledzie i inne swiateczne bajery. Dzieciaki cieszyly sie niesamowicie, zarowno z przyjazdu dziadkow, jak i ze swiat, z choinki,  z prezentow...

To byly pierwsze swieta w naszym nowym wlasnym, wykonczonym i urzadzonym po naszemu domku. Dom jest taki jak zawsze chcialam, taki , jaki kiedys stworzylam sobie w wyobrazni. Idealny po prostu.

Atmosfera.. z ta za to roznie. Swieta minely w wyjatkowo dobrej atmosferze, ale po swietach chyba juz wszyscy bylismy przesyceni wzajemnym towarzystwem, wiecznie pelna chata, nieladem, totalnym zdezorganizowaniem.
Ja przyjelam role kucharki, sprzataczki, podawaczki i zadowalaczki wszystkich razem i kazdego z osobna. Latwo nie bylo.
Mimo to, chocbym nie wiem jak bardzo sie starala, zawsze i tak bylo nie do konca dobrze.
Moi rodzice zrobili sie... sama nie wiem jak to ujac, bardziej wymagajacy niz do tej pory.
Trudno bylo dogodzic im kulinarnie, dzieci byly dla nich wiecznie za glosne, pogoda wiecznie nie taka. Co do pogody, nie moge sie nie zgodzic, bo u nas przeciez tylko i wylacznie pada deszcz... Ale reszta to juz przesada... :/

Po swietach ogarnela mnie jakas dziwna nostalgia i zawieszenie. Nie wiem juz nawet z czego jestem niezadowolona i czego chce od zycia. Wciaz mi zle i jakos nie tak....
A przeciez mam duzo. Walcze o wszysto zaciecie i na ogol dostaje to, czego chce.
I wciaz mi malo. Czyzby przerost ambicji nad moja chuda mizerna postacia???

Postanowilam sobie, ze w tym roku wreszcie zdobede wymarzone wyzsze stanowisko w pracy. Walczylam juz o nie 2 razy , bez efektu. Chyba za malo z siebie dalam, za malo mialam czasu, chyba nie pokazalam nawet jak bardzo mi zalezy, za szybko sie poddalam. Teraz wezme sie w garsc. Udowodnie sobie i innym, ze potrafie.